środa, 1 lutego 2017

"Słodki listopad" czyli płacz, płacz i jeszcze raz płacz

Kiedy mój chłopak wybiera filmy to są dwie opcje - albo film sprawia, że płaczę, albo jest wojenny i wtedy się nudzę. Tym razem mieliśmy pierwszą opcję... Sama prawdopodobnie nigdy bym na niego nie trafiła, bo sam opis kompletnie mnie nie pociągał, ale nie żałuję, że go obejrzałam.

"Słodki listopad" opowiada o pracoholiku Nelsonie (Keanu Reeves), który teoretycznie ma wszystko - pieniądze, świetną pracę, piękną narzeczoną. Jednak tak naprawdę nie żyje w pełni - pieniądze nie mają dla niego znaczenia, praca jest całym jego życiem, nie docenia ukochanej. Kiedy więc spotyka szaloną i spontaniczną Sarę (Charlize Theron) zupełnie się nie dogadują. Kobieta proponuje mu, by został jej Listopadem - ma z nią zamieszkać na miesiąc, a ona pomoże mu zacząć cieszyć się każdym dniem. Początkowo mężczyzna jest sceptyczny - sami musicie przyznać, że pomysł brzmi co najmniej ekscentrycznie. Zgadza się jednak, kiedy jego dziewczyna odchodzi a z pracy go wyrzucają.
Choć łatwo się domyśleć, co z tego wyniknie - początkowa niechęć przeradza się w ogromne uczucie - całość przedstawiona jest dość uroczo. Początek jest dziwny, zwłaszcza zachowanie Sary wydaje się irracjonalne, kobieta bowiem jest wręcz zbyt szalona i narwana, jej reakcje są przesadnie entuzjastyczne. Nieco nierealne jest też to, jak łatwo oboje wchodzą w bliskość fizyczną i emocjonalną - w ciągu kilku godzin od obcych przechodzą do bycia kochankami. Tak jak jednak pisałam - jest uroczo, przyjemnie się ogląda jak bohaterowie zakochują się w sobie. Jednak po początkowej sielance zaczynamy dostrzegać, że nie wszystko jest idealnie - Sara zaczyna coraz gorzej wyglądać, zachowuje się dziwnie, jest wciąż zmęczona (świetna Theron, naprawdę zagrała to bardzo przekonująco). Nie trzeba dużo sprytu, by zrozumieć, że jest poważnie chora...
Film jest absolutnym gwałtem na emocjach i uczuciach widza - tak bardzo ostatnio płakałam na "Love story" bo to film w bardzo podobnym stylu - prosto, konkretnie i potwornie smutno. O ile początek nawet trochę mnie nudził (przeszkadzało mi trochę, jak bardzo to jest nierealne, że dwójka obcych staje się tak sobie bliskimi tak szybko), tak końcówka rozwaliła mnie na łopatki i zostawiła łkającą przez następne piętnaście minut. Nie, nie jest to wybitna kinematografia, ale bywa zabawnie i sądzę, że wielu paniom się spodoba. A i ponowie znajdą tu coś dla siebie. Ogólnie to 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz