piątek, 3 lutego 2017

"Nowy początek" czyli lingwistyczna zagadka

Przyznaję szczerze - w momencie, kiedy ten film pojawił się w kinach kompletnie nie miałam ochoty go oglądać. Zainteresowanie nie było zbyt wielkie a produkcja nijak mnie do siebie nie przyciągała, więc po prostu przeszłam nad nią do porządku dziennego. Kiedy spojrzałam więc na listę nominacji do Oskara i zobaczyłam "Nowy początek" jako jedną z pozycji przeżyłam lekki szok. No ale dobrze, pomyślałam, zobaczmy, co nam zafundował Denis Villeneuve.
Wybitna lingwistka Louise (Amy Adams) dostaje propozycję nie do odrzucenia - wojsko oferuje jej pomoc przy porozumieniu się z kosmitami, którzy przysłali na Ziemię dwanaście swoich statków, ulokowanych w różnych miejscach globu. Każde państwo, na terenie którego pojawił się pojazd, działa niejako autonomicznie, USA chce przede wszystkim dowiedzieć się jaki jest cel wizyty. Pomóc ma jej fizyk Ian (Jeremy Renner). Już podczas pierwszej wizyty okazuje się, że zadanie będzie trudne - kosmici porozumiewają się za pomocą znaków, tak więc by ich zrozumieć trzeba się naprawdę napracować...
Wiele osób zachwyca się faktem, że film nie bazuje tylko i wyłącznie na efektach specjalnych. Muszę się z tym zgodzić, bo faktycznie są one ograniczone do minimum i głównie służą tylko i wyłącznie popchnięciu fabuły do przodu. Ja zaliczam ten fakt na plus, ale niestety cała reszta... Aktorzy się bronią, choć mam wrażenie, że miewali już swoje lepsze role. Cały plot twist jest może i ciekawy, ale bardzo źle poprowadzony i jeszcze gorzej nakreślony. Film niedostatecznie dobrze wyjaśnia kwestie lingwistyki (dla mnie jest to akurat temat obcy), przez co jedyne co mogę powiedzieć to "aha, ok", kiedy poznajemy kolejne objawienia głównej bohaterki. Po raz kolejny mamy też film, który bawi się czasem, przedstawia go jako nielinearny, ale z drugiej strony mam wrażenie, że jest to zrobione okropnie niechlujnie - z jednej strony obcy widzą czas inaczej niż my, z drugiej film sugeruje, że przyszłość jest tylko jedna i niezależna od naszych wyborów. Ostatecznie bohaterka staje przed wyborem i, moim zdaniem, wybiera naprawdę najgorszą i najgłupszą możliwą opcję. Dlaczego? NIE MAMY POJĘCIA. Film ani przez moment nie wyjaśnia, dlaczego Loise podejmuje taką a nie inną decyzję, co nią kieruje, jakie ma motywacje? To sprawia, że nie dość, że nie możemy jej zrozumieć, a tym samym jakkolwiek uszanować jej wyboru, to jawi nam się on jako kompletnie nieważny.
Plus... Wybaczcie, muszę. UWAGA SPOILER! Kiedy Louise chce przekonać Chiny, by nie atakowały obcych powtarza chińskiemu generałowi słowa, które wypowiedziała jego umierająca żona. Powtarza jest w jego rodzinnym języku i tu pojawia się mój zarzut - nie mam pojęcia, czy to moja wersja, czy tak było też w kinowej, ale nie ma tłumaczenia tego, co mówi Louise! Nigdy się nie dowiadujemy, co przekonało generała i dlaczego! To sprawia, że musimy uwierzyć filmowi na słowo, a to okropne uproszczenie ze strony scenarzystów. Nie mam pojęcia, jak to wygląda w książce, na podstawie której jest film, ale tutaj to nie zdało egzaminu.
Film oceniam na 5/10 ze względu na liczne uproszczenia i niedostateczne wytłumaczenie wątków. To tak, jakby "Interstellar" nie wyjaśniał nam swoich astrofizycznych teorii, tylko kazał uwierzyć na słowo. Absolutnie nie rozumiem nominacji do głównej nagrody oskarowej, ze względu na scenariusz... Ciężko mi powiedzieć, nie zachwycił mnie jakoś specjalnie. Scenografia moim zdaniem ustępuje zarówno "Fantastycznym zwierzętom" jak i "La La Land", zdjęcia są porządne, ale czy wybitne? Ogólnie... Cóż, film nie zapadnie mi pewnie bardzo w pamięci i raczej szybko o nim zapomnę, nie rozumiem zachwytów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz