środa, 15 lutego 2017

"Moonlight" czyli gdzieś to już widziałam

Kolejny oskarowy film na mojej liście - "Moonlight". Osiem nominacji, wszyscy dokoła oszaleli na jego punkcie, bo jest taki "trudny" i "kontrowersyjny". Cóż, faktycznie film podejmuje ciężki temat, ale czy wywiązał się z tego odpowiednio?
Uwielbiamy ostatnio filmy o tematyce braku akceptacji, zauważyliście? Dodatkowo niech dojdzie jeszcze kapka rasizmu ("Zniewolony"), albo niezrozumienia w środowisku ("Birdman") i przepis na przejmujący film gotowy! Cóż, przykre, ale "Moonlight" też bazuje na takich tematach. Mamy więc historię Chirona - czarnego chłopca z Miami, który wychowuje się w środowisku pełnym narkotyków i twardej szkoły życia. Oglądamy go w kilku różnych momentach jego życia, zaczynając od wczesnego dzieciństwa, przez wiek nastoletni, a kończąc na chwili, kiedy jest już dorosłym mężczyzną. Możemy obejrzeć dokładnie, jak się zmienia przez kolejne lata, jak radzi sobie z problemami i jakie decyzje podejmie. Jako dziecko (Alex R. Hibbert) Chiron jest małym, chudym chłopcem, który niewiele mówi i nikomu nie staje na drodze. Jego matka (Naomie Harris) jest narkomanką (można się też domyśleć, że prostytutką), często zaniedbuje syna, więc ten wymyka się z domu, aby nie patrzeć na staczającą się rodzicielkę. Podczas jednej z takich eskapad poznaje Juana (Mahershala Ali) i jego dziewczynę Teresę, którzy stają się dla niego drugą rodziną. Juan jednak nie jest do końca czysty - handluje prochami, sprzedawał chociażby matce Chirona.
Następna sekwencja to czasy nastoletnie (tutaj Ashton Sanders) - chłopak jest w coraz gorszej sytuacji, ponieważ rówieśnicy go wyśmiewają, z matką jest coraz gorzej, a w dodatku zaczyna odkrywać swoją homoseksualną orientację. Wszystkie te trudne emocje kumulują się w nim i wybuchają w najmniej odpowiednim momencie.
Ostatnie, co mamy okazję oglądać, to dorosły Chiron (Trevente Rhodes) - silny mężczyzna, który przepracował już swoje dawne problemy. A przynajmniej większość z nich, bo ponowny kontakt z dawnym przyjacielem Kevinem wytrąca go nieco z równowagi.
I wszystko w sumie jest dobrze - historia całkiem ciekawa i nawet pokazana w sposób niepretensjonalny (a to ostatnio coraz rzadsze). Tylko... To wszystko już było. Niektórzy narzekają, że nie dość, że chłopak jest murzynem, to jeszcze gej, ale dla mnie to jakoś nie ma znaczenia - fakt, że to chyba jeden z niewielu filmów, który poważnie podchodzi do homoseksualizmu osoby rasy czarnej i doceniam to, bo wyszło bardzo naturalnie, kontrast jest ciekawy - wielki, umięśniony facet nie jest stereotypem zniewieściałego homo. Ale czy to ma być wszystko, co jest do przekazania? Że czarni też mogą woleć chłopców? Trochę to mało, nie sądzicie?
Mam też zarzut do poprowadzenia filmu - nie podoba mi się "pocięta" historia, przez to mam wrażenie, że żaden z wątków nie jest tak dobrze rozwinięty, jak być powinien. Oprócz głównego bohatera nie poznajemy właściwie innych postaci, przynajmniej nie w takim stopniu, jak bym tego oczekiwała. Co kieruje Juanem i Teresą, że pomagają kompletnie obcemu dziecku z osiedla? Dlaczego matka Chirona bierze? A co z Kevinem, jaki on ma stosunek do problemów bohatera? Żadnej z tych rzeczy się nie dowiadujemy, a to poważny minus. Wolałabym już, gdyby film przede wszystkim przedstawiał dorosłego Chirona, a reszta była wprowadzona jako retrospekcje, mam wrażenie, że to poprawiłoby komfort oglądania i odbioru.
Co poza tym? Cóż, aktorstwo jest przyzwoite, ale chyba żadna kreacja mnie nie porwała jakoś specjalnie... Tym bardziej dziwię się nominacjom dla Mahershali Aliego (dużo lepszy występ miał w "Ukrytych działaniach") i Naomie Harris - moim zdaniem było ich za mało, by móc ocenić w pełni role. Muzyka spodobała mi się dopiero w ostatniej sekwencji, na samym początku wydawała się być źle dobrana, za głośna. Nie powiem, że całość mnie rozczarowała, bo film jest dobry, ale... Spodziewałam się więcej po tak zachwalanej produkcji. Problematyka była poruszana już milion razy, tutaj jest może ujęta w nieco inny sposób, ale nie jest to na tyle nowatorskie, żebym się miała zachwycać. Można obejrzeć, ale według mnie nie jest to pozycja obowiązkowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz