wtorek, 2 maja 2017

"Pamiętnik księżniczki 2: Królewskie zaręczyny" czyli spełnienie wszystkich marzeń

Witajcie! Jestem już po Pyrkonie, tak więc mam nadzieję, że teraz znajdę już więcej czasu na oglądanie filmów i pisanie tutaj. Dziś kilka słów o drugiej części "Pamiętnika księżniczki". Po raz kolejny wracam do tej produkcji i muszę przyznać, że lubię ją dużo bardziej niż część pierwszą! Dlaczego? Przeczytacie poniżej~! 
Minęło pięć lat, odkąd Mia (Anne Hathaway) dowiedziała się o swoim królewskim pochodzeniu. W tym czasie skończyła studia i nadszedł moment, na który długo czekała - ma zostać koronowana na królową Genowii. Jednak na drodze staje jej prawo - wszak księżniczka jest niezamężna, co jest niedopuszczalne! Mia ma 30 dni aby wybrać i poślubić odpowiedniego mężczyznę, inaczej straci prawo do tronu. Na to oczekuje tylko wicehrabia Mabrey (John Rhys-Davies), który pragnie włożyć koronę na głowę swego siostrzeńca - uroczego lorda Nicholasa (Chris Pine). Czy Mia oprze się zalotom przystojnego mężczyzny, który jest jej wrogiem i wybierze dobrze urodzonego Andrew (Callum Blue)? A może pójdzie za głosem serca i zrezygnuje z korony?
Powiedzmy to od razu - ten film wykorzystuje każdy oklepany motyw, jaki tylko możecie sobie wymyślić. Kąpiel w fontannie? Oczywiście. Nieporozumienie, na skutek którego dziewczyna zaczyna być zauroczona chłopakiem, będącym tak naprawdę jej wrogiem? A jakże. Pokojówki, które są słodkie, naiwne i robią dziwne rzeczy? Zdecydowanie. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność uwierzcie. Tu nie ma właściwie żadnej intrygi - czarny charakter w ciągu pierwszego kwadransa głośno ogłasza, kim jest - a rozwiązanie... No cóż, wszyscy wiemy, do czego zmierza ta historia i że skończy się ona happy endem. Ale wiecie co?
To zupełnie nie przeszkadza w odbiorze.
Mówię poważnie. Przede wszystkim - druga część "Pamiętnika" jest już zupełnie oryginalną historią. Czerpie jedynie z postaci stworzonych przez Meg Cabot, dodatkowo całkowicie zmieniając ich charaktery, ale wydarzenia są a także większość bohaterów jest już zupełnie autorskim pomysłem. I to wychodzi naprawdę na dobre, bo w ten sposób z nie do końca wiernej ekranizacji i sztampowej historii... Zostajemy tylko i wyłącznie z przewidywalną opowieścią, która jednak ma w sobie bardzo dużo uroku i humoru. Mamy też okazję poznać lepiej samą Mię (mam nawet wrażenie, że dużo lepiej niż w części pierwszej) i obserwować jej realne rozterki - czy wybrać tron i ukochane państwo, które chce zmienić i ulepszać czy pozostać wierną swojemu sercu i poczekać na miłość? Oczywiście, księżniczka na koniec zarówno zjada ciasteczko, jak i zachowuje ciasteczko, ale czy ktokolwiek spodziewał się czegoś innego? Samo oglądanie tego, jak bohaterka miota się pomiędzy rozumem a uczuciami jest ciekawe, a dodatkowo jej perypetie i gafy, które wciąż zdarza jej się popełnić, są urocze i wywołują uśmiech. Postać Mii jest autentycznie do polubienia, więc kibicujemy jej przez cały czas, licząc na to, że uda jej się jakoś rozwiązać wszystkie kłopoty. 
Jest kilka takich scen, które po prostu uwielbiam, ale chyba najbardziej na świecie lubię moment, w którym po niesamowitym pośmiewisku Mia musi wziąć udział w paradzie. Kiedy decyduje się wysiąść z powozu i pójść z dziećmi z sierocińca... Jasne, to oklepany motyw (nawet jedna z postaci to wykazuje!), ale wypada tak autentycznie i słodko, że zawsze stają mi wtedy łzy w oczach. Tak, mam też takie sceny, które mnie nudzą czy irytują - niezmiennie nie lubię piżama party Mii, jest nudne i zupełnie niepotrzebne, zapychacz scenariusza. 
Jasnym punktem na pewno (po raz kolejny) jest obsada. Oprócz Anne Hathaway, Julie Andrews i Hectora Elizondo pojawia nam się na ekranie Chris Pine... I muszę przyznać, że jest to strzał w dziesiątkę. Jego bohater jest słodki, czarujący i kochany - idealny, by nastolatki (i nie tylko) mogły do niego wzdychać, co też czynią już od kilku lat. Ogólnie aktorzy spisują się dobrze, są przekonujący, jednak wybitnych kreacji w tej części na pewno nie ma. 
Nie polecam jednak filmu osobom, które gardzą oklepanymi motywami, które mają alergię na przewidywalność i lukier - po prostu się zanudzicie i zapewne będziecie okropnie męczyć. Wszystkich innych (jeśli jeszcze nie widzieli) zachęcam do zapoznaniem się z tą częścią - szczerze mówiąc nie trzeba nawet znać pierwszej, bo jest kompletnie zbędna. 

Ps. Po zapoznaniu się z kilkoma newsami i wypowiedziami spieszę donieść, że na razie nie jest wykluczone powstanie części trzeciej - co prawda mówi się o tym już od wielu miesięcy a szczegółów nie widać, ale kto wie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz