sobota, 27 maja 2017

"Chinatown" czyli czarny film z femme fatale

Ostatnio sporo się u mnie dzieje - idą egzaminy, świat wywraca się do góry nogami, a ja aby się odstresować oglądam dużo filmów, niekoniecznie tych najnowszych. Tak jak wam pisałam miałam kilka dni przerwy, które poświęciłam na dokończenie 8. sezonu "Z Archiwum X" - byłam nieznośna, bo okropnie się ekscytowałam wydarzeniami, a moja miłość do agentki Scully promieniowała dokoła. Jednak teraz wracam, a na dobry początek prezentuję wam film Romana Polańskiego "Chinatown". Reżyser nawiązuje w nim do "czarnych filmów" ("film-noir"), popularnych w latach 40. i 50. ubiegłego wieku. Przyznaję, że to moje pierwsze zetknięcie z tym nurtem - a jak go odbieram możecie przeczytać poniżej.
Jake (Jack Nicholson) to prywatny detektyw, który cieszy się w mieście dobrą reputacją. Do czasu, kiedy tajemnicza kobieta zleca mu odkrycie, czy jej mąż ma kochankę. Pozornie banalne zlecenie komplikuje się, gdy bogaty biznesman okazuje się być martwy, zaś do Jake'a zgłasza się jego prawdziwa żona (Faye Dunaway), która chce wiedzieć kto i dlaczego podszył się pod nią i czy miał coś wspólnego ze śmiercią pana Mulwraya. Skomplikowana intryga, tajemnice z przeszłości i duże pieniądze - czy Jake'owi uda się wyjść cało z tak zawiłej sprawy?
Cała fabuła skupia się dokoła wątku kryminalnego i muszę przyznać, że ten prezentuje się imponująco - poszczególne poszlaki stopniowo odkrywają przed nami i bohaterem głęboko skrywane grzechy miejscowej elity, a zaskakujący zwrot akcji jest naprawdę nie do przewidzenia. Oprócz tego ciekawą sprawą jest też związek, który rodzi się między Jake'iem, a Evelyn - kobieta to piękna dama, która zwodzi detektywa i nigdy do końca nie wiadomo, czy jest to gra, czy może prawda. Jest fascynująca i przykuwa uwagę, nic więc dziwnego, że Jake nie może się jej oprzeć. Problem w tym, że... Cóż, między aktorami nie ma specjalnej chemii i to niszczy cały wątek. Dunaway jest tajemnicza i pełna czaru, ale nie mogę nic poradzić na to, że kompletnie nie pasuje mi w parze z Nicholsonem - nie ma między nimi ani jednej iskry. Tempo filmu rozwija się raczej powoli i nawet, kiedy dochodzimy do wyjaśnienia to nie przyspiesza specjalnie - przez to odrobinę ciężko się wczuć. Jake jest inteligentnym bohaterem, może go polubić - widać, że jest zagubiony w tym, co się dzieje, gangsterskie interesy nie są mu zbyt dobrze znane, więc czasem działa na oślep. Jednak sympatię budzą jego postępowanie i uczciwość. Nie jest to rola życia Nicholsona, ale myślę, że to przyzwoita kreacja, choć mi chyba nie zapadnie szczególnie w pamięć.
A co z typowymi dla nurtu czarnego kina elementami? Cóż, porachunki mafii to zawsze ciekawy temat, femme fatale są dla mnie niezmiennie fascynujące. Jedynie na co mogę narzekać to nieco zbyt wolne tempo rozwijania intrygi - przydałoby się nieco przyspieszyć, aby wprowadzić większe napięcie. Całość wypada więc przyzwoicie jako kryminał, jednak nie wybitnie, aktorzy spisują się dobrze, ale wydają się źle wybrani dla siebie - kiedy spojrzymy na nich jako na potencjalną parę nie widać tu tego "czegoś", co jest chociażby miedzy Sharon Stone a Michaelem Douglasem w "Nagim instynkcie". Nie żałuję obejrzenia tego filmu, cieszę się, że zetknęłam się z kolejną produkcją Polańskiego - lubię jego sposób kręcenia i ciągle pozostaję głęboko zakochana w "Dziecku Rosemary". Chyba jednak oczekiwałam trochę więcej po filmie, którego scenariusz nagrodzono Oscarem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz