środa, 23 sierpnia 2017

"Wild child" czyli 101 post!

Wow wow! Nie wierzę, że napisałam tu już równe 100 postów! Mam nadzieję, że czyta wam się je dobrze... Jeśli macie jakieś sugestie lub życzenia to jestem jak najbardziej otwarta i chętnie przyjmę wszystkie!
Dziś kilka zdań o filmie "Wild Child. Zbuntowana księżniczka", który obejrzałam na specjalne życzenie.
Poppy (Emma Roberts) to zbuntowana dziewczyna z Malibu. Uważa, że wszystko jej wolno, a każdy wybryk ujdzie jej na sucho. Dość takiego zachowania ma jej ojciec, który w końcu postanawia utemperować nieco córkę... Wysyłając ją do statecznej i tradycyjnej żeńskiej szkoły w dalekiej Anglii. Od tej pory Poppy ma jeden cel - wydostać się stamtąd. Czy jednak nowe przyjaciółki i - przede wszystkim - przystojny Freddie (Alex Pettyfer) nie zmienią jej postanowienia?
To jeden z tych filmów dla nastolatek, który opowiada o nowej sytuacji i próbach dopasowania, jednak wszyscy wiemy, że temat taki można przedstawić w sposób ciekawy lub jako kolejny z wielu. Jak to wyszło tutaj? Muszę przyznać, że całkiem zgrabnie, choć... Cóż, nie jestem fanką Poppy, jako bohaterki. Jest irytująca, nadęta, ma się ją ochotę wystawić za okno i kazać stać na deszczu - ot dla samej satysfakcji zniszczenia jej markowych rzeczy. Każdy moment, w którym dostaje po głowie przyjmowałam z niesamowitą radością... Jednak dobre jest to, że ta dziewczyna naprawdę się uczy, przetwarza i w końcu rozumie. Widz też może poznać ją lepiej i odkryć, że jej zachowanie to poza, a tak naprawdę nie jest taka zła. Tu zdecydowane gratulacje dla Emmy Roberts, która całą tę przemianę uczyniła wiarygodną i przekonującą - dziewczyna spisała się po prostu świetnie.
Jednak mam wrażenie, że siłą tego filmu są postaci drugoplanowe. Juno Temple w roli roztrzepanej Drippy jest moim absolutnym numerem jeden, kocham tę postać! Ale poza tym mamy też Natashę Richardson w roli pani dyrektor - sprawiedliwej, momentami surowej, ale przede wszystkim kochanej - a także Georgię King, grającą największą zołzę w szkole. Każda z tych postaci jest inna, każda jednak wywołuje emocje, jest charakterystyczna i świetnie zarysowana. Wiadomo, że nie jest to szczyt subtelności i złożonego charakteru, ale przecież nie w tym rzecz - mają być takie, by widz je zapamiętał i to się świetnie udało.
Ogólnie "Wild child" to mocno pozytywny film, który z pośród wielu "takich samych", ma "coś innego". Nie powiem, że to wybitne dzieło kinematografii, ale hej! Zmusiło mnie do roześmiania się w głos, a to już całkiem nieźle! Nie jest też aż tak infantylna, jak to często ma miejsce w innych tego typu produkcjach. Warto obejrzeć, nawet kiedy ma się już trochę więcej niż te "naście" lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz