poniedziałek, 21 sierpnia 2017

"Titan - Nowa Ziemia", czyli trochę podstarzała animacja

Lubię animacje. Chociaż zazwyczaj pozostaję wierną fanką Disneya to nie zamykam się i oglądam wszystko, co mi się nawinie. Muszę jednak przyznać, że do tej pory Fox Animation Studios kojarzyło mi się tylko i wyłącznie z "Anastazją". Nie miałam pojęcia, że stworzyli też "Titana"!
W roku 3028 Ziemia zostaje kompletnie zniszczona na skutek inwazji Obcych. Nieliczni przedstawiciele ludzkiej rasy uciekli i od tej pory tułają się po kosmosie, nie mogąc sobie znaleźć prawdziwego domu. Nastolatek Cale nie wierzy, że ktokolwiek może przywrócić Ziemię. Kiedy odnajduje go dawny przyjaciel jego ojca postanawia jednak udać się wraz z nim na poszukiwania legendarnego Titana - statku, który zbudował ojciec Cale'a, zanim umarł. To właśnie chłopak jest do niego kluczem - ma bowiem mapę, bez której znalezienie celu jest niemożliwe. Jednak Obcy nie zamierzają dopuścić do odnalezienia Titana...
Zacznę może od tego, że to naprawdę nie jest zła animacja... Ale jednak wiele jej brakuje. Przede wszystkim się zestarzała i to niestety widać. Choć wciąż projekty planet i ich komputerowe wykonanie może wywoływać podziw, to sposób, w jakim połączono elementy "narysowane" z tymi zrobionymi za pomocą techniki... Cóż, boli. Po prostu boli, razi w oczy i drażni, przynajmniej mnie. W dodatku patrząc na model twarzy, gestów, mimiki głównego bohatera wciąż widziałam Dymitra z "Anastazji"... Fabuła jest całkiem ciekawa, może nieco jak "Planeta skarbów", ale dużo dojrzalsza i bardziej mroczna... A jednak wydaje mi się, że ma jeden, podstawowy błąd - już sam tytuł zdradza zakończenie. Od początku w sumie wiemy, dokąd to wszystko zmierza, a przez to nie sposób się zaangażować na serio. Cale jest w dodatku irytującym, napuszonym dzieciakiem, którego nic nie obchodzi - to typ bohatera, którego wprost nie znoszę. Jasne, potem przechodzi przemianę, zmienia się, ale niesmak pozostaje. Całość relacji między postaciami jest budowana szybko i niechlujnie - mam uwierzyć w wielkie uczucie Cale'a? Dlaczego? Przecież on i jego dziewczyna mają może jedną dłuższą rozmowę. To, co naprawdę się tu udało to na pewno sceny walk i akcji - poprowadzone z pomysłem i przy wykorzystaniu niebanalnych, kosmicznych technologii/postaci/miejsc prezentują się świetnie i dają dużo rozrywki. Ogólnie to całkiem niezła bajka (może trochę bardziej "męska"), którą można obejrzeć, ale nie uważam, żeby był to konieczny tytuł do poznania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz