wtorek, 8 sierpnia 2017

"Aviator" czyli marzenia perfekcjonisty

Leonardo DiCaprio, Cate Blanchett i Martin Scorsese - kiedy w jednym filmie znajdujemy wszystkie te trzy nazwiska to mam wrażenie, że mamy prawo wymagać filmu wielkiego, niebanalnego i wręcz zapierającego dech. "Aviator" był nominowany do Oscara 11 (!) kategoriach i zgarnął 5 statuetek (a ludzie czepiają się "La La Landu"...) - czy słusznie?
Howard Hughes (Leonardo DiCaprio) w latach 20. był jednym z milionerów w USA. Młody, przystojny i genialny - intrygował więc nie tylko swoich partnerów biznesowych, ale i kobiety. Początkowo zarabiał na produkcji filmów, jednak jego największą pasją były lotnictwo i latanie. Zakłada więc linie lotnicze i od tej pory topi masę pieniędzy w projektowanie i budowanie kolejnych latających kolosów, chcąc wbić się na rynek lotów międzynarodowych. Jednak przyjdzie mu zmierzyć się z konkurencją, rządem i - przede wszystkim - samym sobą i swoimi problemami.
Mam ostatnio niesamowitego farta to wybierania sobie filmów biograficznych ludzi, o których nie mam zupełnie pojęcia. Tym bardziej cieszę się, kiedy mogę poznawać nowe, nieznane historie i tak było i teraz. Howard Hughes musiał być postacią fascynującą, genialną i przerażającą jednocześnie. W filmie reżyser nie tyle skupił się na jego dokonaniach, w tle jedynie nakreślając nam, jak jego samoloty łamały kolejne rekordy, co na psychice i życiu prywatnym potentata. Jego relacje z ludźmi i podeście do świata były trudne, perfekcjonizm przeszkadzał w osiąganiu celu, a nerwice (nie umiem nazwać tego inaczej, ten człowiek nie dotykał klamek!) nie pozwalały mu właściwie na wychodzenie z domu bez stresu. DiCaprio... Cóż, jest świetny, ale to chyba żadne zaskoczenie. Odnajduje się zarówno w momentach, kiedy Hughes bryluje w towarzystwie, jak i w scenach, kiedy ten przeżywa załamanie. Sceny przerażenia, kiedy on sam nie do końca rozumie, co się z nim dzieje - majstersztyk. Czego zabrakło do Oscara? Ciężko powiedzieć, DiCaprio tylko razy miał po prostu pecha, że... Cóż być może i teraz brakowało mu odrobiny szczęścia, choć muszę przyznać, że nie była to najlepsza z jego ról - był dobry, ale brakowało jakiejś iskry, którą wiem, że mógł z siebie wykrzesać.
Wiecie za to, kto absolutnie zmiata konkurencję w każdym konkursie? Cate Blanchett. Mój Boże, jaka ona jest tutaj wspaniała. Bryluje w roli aktorki Katharine Hepburn, czaruje widza, Hughesa i wszystkich dokoła. Jej uśmiech, maniera, cudowny wdzięk i elegancja sprawiają, że osobiście nie mogłam oderwać od niej wzroku ani przez moment. Kiedy pojawiała się na ekranie moja ocena dla tego filmu skakała o jakieś dwa oczka w górę i żałuję, że tak krótko (w stosunku do całej długości seansu) było mi dane się nią cieszyć. Całkowicie zasłużone nagrody w mojej opinii, jedna z lepszych ról Cate w ogóle.
Poza tym aktorstwo prezentuje się dobrze, jednak podobnie, jak w u DiCaprio, nikt się za bardzo nie wyróżnia. Włożono tu kawał solidnej pracy, Kate Beckinsale jest urocza, Alan Alda całkiem przekonujący, ale ciągle - to nie są bardzo zapadające w pamięć występy, które wymienicie w pierwszej kolejności, kiedy ktoś was zapyta o najlepsze role tychże aktorów.
Mocnym punktem filmu są zdjęcia, zwłaszcza te, które robiono w locie. Wykonane z fantazją dodają lekkości i realności opowieści, wszystkie sceny akrobacji powietrznych dzięki nim są po prostu genialne. Nie rozumiem za to zbytnio zachwytów nad kostiumami - dla mnie nie były niczym specjalnym, ot odwzorowanie strojów sprzed kilkudziesięciu lat...
Były zachwyty, więc teraz więc może o słabych punktach. Przede wszystkim mam wrażenie, że film nieco się pogubił gdzieś w połowie. Z jednej strony skupiliśmy się na psychice Hughesa - świetnie, to ciekawy wątek, świetnie się go ogląda. Zaraz jednak porzucamy go, przechodzimy do jego relacji z kobietami, równocześnie w ogóle nie zaznaczając, że mężczyzna był żonaty... Hm, no dobrze, nie każdy film biograficzny ujmuje wszystkie fakty. Ale następna wolta tematyczna! Tym razem problemy Howarda z rządem! Wszystko niby razem powinno tworzyć całość, ale mam wrażenie, że wkradł się lekki chaos. Do tego... No cóż, po drugiej godzinie widz zaczyna się nudzić. Zakończenie też trochę rozczarowuje, bo jest tak bardzo otwarte, że... Właściwie nie dowiadujemy się niczego. Równie dobrze mogłabym czekać na drugą część, która dokończy mi historię tego fascynującego człowieka.
"Aviator" to film co najwyżej dobry, a szkoda, by mógł być wybitny. Zabrakło chyba nieco polotu, może trochę więcej wysiłku DiCaprio i zdecydowania reżysera, co konkretnie chce pokazać i od jakiej strony przedstawić nam Hughesa. Nie mniej jednak to nagrodzony wieloma statuetkami tytuł, który warty jest obejrzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz