sobota, 8 kwietnia 2017

"Uprowadzona 2" czyli odgrzewany kotlet

Wiecie co? To w sumie przykre, że ludzie dla kasy są w stanie zrobić sequel chyba każdego filmu, jaki znam. "Uprowadzona" nie była genialnym filmem, o którym nie można zapomnieć przez lata, ale była niezłym kinem akcji, które można było obejrzeć sobie przed snem po ciężkim tygodniu. Czy jednak wymagała kontynuacji? . . . No cóż, o tym więcej poniżej.
Tym razem Bryan postanawia zabrać córkę i rozwodzącą się żonę do Stambułu na wakacje. Ma nadzieję nie tylko na spędzenie czasu z Kim, ale też z Lenore, do której wciąż coś czuje. Nie wie jednak, że jego tropem podąża ojciec jednego z zabitych przez niego Albańczyków, który pragnie dokonać krwawej zemsty. Tym razem to Bryan zostanie uprowadzony, a wydostać się z opresji pomoże mu córka. Czy i tym razem nasz bohater wyjdzie z tego bez szwanku?
. . .
Dajcie spokój, przecież wiecie, że tak.
Najgorsze jest chyba to, że film jest dokładną kalką swojego poprzednika - nie ma tu żadnych nowych elementów, fabuła jest do bólu wręcz przewidywalna i NIC nas nie zaskakuje. Do tego zachowanie Złego Pana Albańczyka jest... Cóż, odrobinę idiotyczne. Rozumiem motyw zemsty, to byłoby coś nowego, gdyby nie to, że facet zapomina, że jego syn wcale nie był niewinnym przechodniem na ulicy, który zginął przez przypadek. Wiem, że rodzice zawsze usprawiedliwiają swoje dzieci, ale wyżywanie się na kimś, że zabił ci syna, w momencie, kiedy ten syn porwał temu komuś córkę i chciał ją sprzedać jako prostytutkę jest... Głupie, zwyczajnie bezsensowne. Dlatego cały zamysł od samego początku był dla mnie zwyczajnie naciągany i wszystko już niestety oglądałam przez jego pryzmat. Widoki Stambułu można zapisać na plus, ale przecież takich filmów nie ogląda się dla krajobrazów... Nasz bohater dalej jest równie genialny, co poprzednio, rozwalając wszystko i wszystkich, samemu właściwie wydostając się z więzienia (po co ciągnął córkę do siebie, skoro sam dał radę uciec?), a w dodatku film nie pozostawia żadnych złudzeń, że tym razem choć na chwilę rodzinie może stać się coś złego. Naprawdę, nie mam tu za wiele do powiedzenia, bo całość to dokładnie ten sam scenariusz, w którym zmieniono tylko kilka szczegółów, ale zasadniczo to większość została taka sama. Aktorzy dalej wypadają tak samo - Neeson gra to, co mu dano do grania, Grace i Janssen mają zasadniczo role, do których można by było zatrudnić kogokolwiek, nie zrobiłoby to filmowi żadnej różnicy. Szczerze mówiąc zaczynam się bać trzeciej części...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz