czwartek, 6 kwietnia 2017

Top 10 najlepszych historii miłosnych

Dziś będzie trochę ckliwie, z góry ostrzegam. Były horrory to teraz pozwólcie dojść do głosu mojej czulszej stronie! Przedstawiam wam mój osobisty top 10 najlepszych filmowych historii miłosnych!

10. Titanic
Musiał się znaleźć w tym zestawieniu, choć powiem szczerze - wahałam się, czy jednak nie zostanie wypchnięty na dalsze miejsca. Uznałam jednak, że ta historia w gruncie rzeczy jest po prostu piękna - miłość mimo podziałów kulturowych i społecznych, zakończona tragicznie. I można polemizować, czy Kate Winslet mogła się przesunąć na tych drzwiach, czy może jednak nie mogła, ale to nie zmienia faktu, że takiej miłości chciałby chyba każdy - wszak ta dwójka zaakceptowała się całkowicie i pokochała całym sercem. Oczywiście można też powiedzieć, że nie wiadomo jak potem potoczyłyby się ich losy, ale... Czy to ważne? Połączyła ich prawdziwa namiętność i na pewno wiele się od siebie nauczyli (a na pewno Rose). Choć uważam, że wiele tu braków (jak właśnie krótki czas trwania romansu i coś, co można nazwać... Hm... Młodzieńczym szaleństwem hormonów?) i na pewno nie określiłabym tej historii jako totalnie najlepszej to wciąż jest piękna i sprawia, że na myśl o niej chcę się śmiać i płakać równocześnie.

 9. Co się wydarzyło w Madison County
Pamiętam, jak pierwszy raz siadałam z mamą, przygotowując się na obejrzenie tego filmu, kiedy ni z tego, ni z owego moja zacna rodzicielka zaczęła płakać, wyć i ogólnie przedstawiać sobą obraz nędzy i rozpaczy. A to były zaledwie napisy początkowe! Zapytana o powód histerii odpowiedziała "Bo ja już wiem, co będzie dalej!".
Muszę przyznać, że na dzień dzisiejszy doskonale ją rozumiem. Historia miłości Francesci i Roberta jest... Niesamowita. Ona jest gospodynią domową, żoną i matką, jednak wciąż w niej tlą się pragnienia, marzenia i nigdy niezrealizowane plany. On za to prowadzi zupełnie inne życie - wolny strzelec bez zobowiązań, fotograf, podróżnik. Co może ich łączyć? Pozornie - nic, praktycznie właściwie wszystko. Uwielbiam tę parę ze względu na pokrewieństwo dusz, które ich połączyło, zrozumienie siebie nawzajem, ale też... Uwielbiam zakończenie, które jest chyba jeszcze gorsze niż w "Titanicu" (tak, to możliwe!) Obsada jest wspaniała, Meryl Streep sprawia, że mam ciarki, a Clint Eastwood... Nie sądziłam, że to napiszę kiedykolwiek, ale jest po prostu uroczy! Jeśli ktoś nie zna to polecam - tylko przyszykujcie zapas chusteczek!

8. Dom latających sztyletów
Nie wierzę, że ja to naprawdę robię... Ale kiedy pomyślę o naprawdę ciekawej historii miłosnej to nie mogę powstrzymać tego tytułu przed przychodzeniem mi do głowy! Jin ma za zadanie zgładzić nowego przywódcę buntowników. Aby to osiągnąć postanawia towarzyszyć niewidomej Mei, mając nadzieję, że dziewczyna doprowadzi go do swego szefa. Gra pozorów między tą dwójką, kłamstwa, którymi się raczą nawzajem i wszystkie tajemnice, które widz odkrywa wraz z nimi - to sprawia, że ich relacja jest naprawdę pogmatwana, ale przez to równocześnie bardzo realistyczna. To trochę jak chińska wersja Romea i Julii, tylko... Bohaterowie mniej do siebie wzdychają, a zamiast tego więcej czasu spędzają razem. Choć sam film był naprawdę dziwny to akurat temu wątkowi nie mam nic do zarzucenia. To typowa para tragicznych kochanków, co do których od początku nie mamy żadnych złudzeń - oni po prostu nie mają prawa być razem i być szczęśliwi - a mimo to im kibicujemy, bo może jednak znajdą sposób...?

7. I że cię nie opuszczę...
Są takie historie, w które nie sposób jest uwierzyć. Ja tak miałam właśnie z tą - kiedy zobaczyłam napis "na podstawie prawdziwych wydarzeń" i zagłębiłam się w fabułę... Nie mogłam uwierzyć, że coś takiego się wydarzyło. Paige na skutek wypadku traci pamięć i zupełnie zapomina swojego męża, Leo. Nie pamięta w dodatku, dlaczego pokłóciła się z rodzicami, dlaczego rzuciła prawo i, co chyba najgorsze, dlaczego zakochała się właśnie w tym mężczyźnie. Leo nie zamierza się jednak poddać - skoro pokochała go raz to na pewno pokocha ponownie, prawda? Jednak co jeśli nie...?
Ta historia po prostu miażdży wszelkie podejścia zdroworozsądkowe i dowodzi, że miłość może jednak wszystko. Wymazana pamięć to za mało, aby zabić uczucie... Przyznaję - płakałam i to bardzo. Świetna historia, a jej realność tylko sprawia, że nabiera się nadziei na taki związek.

6. Joe Black
Uwielbiam ten film. Poważnie, uwielbiam go całą sobą i dlatego też tak bardzo boję się go oglądać za każdym kolejnym razem. Historia romansu młodej, dobrze urodzonej dziewczyny i... Śmierci. Przecież to nie miało prawa się dobrze skończyć, a mimo to za każdym razem liczę, że może jednak... Choć nie mam pojęcia jak. Ta para jest dla siebie stworzona i tym bardziej czuję się źle, kibicując im - przecież tutaj to kompletnie nie ma racji bytu, nieprawdaż? Kolejna historia dowodząca, że miłość może wszystko. Jasne, można się upierać, czy Śmierć w ogóle jest zdolna do miłości, ale to już rozważania filozoficzne i moim zdaniem trzeba je odłożyć na bok, kiedy ogląda się tę produkcję - bo nie o to tu przecież chodzi, prawda? W każdym razie ilość zużytych chusteczek jest tu niebotyczna.

5. Okruchy dnia
Być może część z was nie zna tego filmu, jednak ja zakochałam się w nim zaraz po jego obejrzeniu - nie tylko ze względu na Anthony'ego Hopkinsa i Emmę Thompson, ale również dzięki niepowtarzalnemu klimatowi, jaki ma. Stevens jest kamerdynerem - jednak to słowo w pełni nie określa tego, co tak naprawdę robi. Jest opoką całej służby, zajmuje się domem, dba o wszystko i poza swoją pracą nie widzi świata. Pracując z ochmistrzynią, panną Kenton, odnajduje choć odrobinę radości płynącej z kontaktów międzyludzkich. Jednak relacja tych dwojga jest bardzo skomplikowana - oboje mają bardzo trudne charaktery, zupełnie różne podejście do pewnych spraw i obojgu bardzo trudno przychodzi przyznanie się do swoich uczuć. Budująca się między nimi nić porozumienia powoli przekształca się w przyjaźń, która jednak ma w sobie jakieś romantyczne zabarwienie. To historia o dumie, obowiązku, ale także uporze, który czasem potrafi zniszczyć coś, co wydawałoby się całkowicie idealne. Bardzo smutna, doprowadzająca do łez, ale równocześnie piękna, życiowa i wręcz namacalna - polecam gorąco.

4. Przed wschodem słońca i pozostałe

Swoją drogą - muszę kiedyś po raz kolejny obejrzeć tę trylogię i opisać ją tutaj. Kiedy trafiłam pierwszy raz na "Przed wschodem słońca" zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Niby nic takiego - Amerykanin i Francuzka jadą pociągiem i zaczynają rozmawiać. Wciąga ich to tak bardzo, że oboje wysiadają w Wiedniu i kontynuują konwersację, całą noc chodząc po mieście, konfrontując swoje poglądy i oczekiwania - wobec życia, świata... I związków. Piękna atmosfera miasta, połączenie dwóch dusz - to naprawdę wygląda wszystko jak magia. Jednak w pewnym momencie musi nastać świt, prawda...?
9 lat później para znów się spotyka, tym razem w Paryżu (czy to muszą być tak romantyczne miejsca?) i tym razem spędzają ze sobą cały dzień. Choć ich życie bardzo się zmieniło, wciąż wiele ich łączy i chemia między nimi trwa nadal. To jest niesamowite, jak cudownie pełne nadziei są te filmy - pokazują szansę na miłość, dają do zrozumienia, że prawdziwe uczucie trwa mimo pędzących lat. W części trzeciej nasza para w Grecji wspomina swój związek, omawia go... I dochodzi do wniosku, że wciąż, mimo kryzysów, upadków i wzlotów, bardzo się kocha - czy to nie jest po prostu piękne? Kiedy się patrzy jak w sumie przez 18 lat dwoje ludzi tak bardzo, nieprzerwanie darzy się nawzajem czymś tak pięknym to mnie osobiście robi się natychmiast lepiej. Piękna historia, która mnie ogromnie się podoba. Koniecznie do zobaczenia. 

3. Ona
Jeden z chyba najbardziej niedocenionych filmów ostatnich lat. Pomińmy całą jego warstwę wizualną, muzykę - nie o tym dzisiaj. Czy można kochać kogoś, kogo się nigdy nie widziało? Cóż, kiedyś popularne było pisanie listów miłosnych, nieraz całymi latami utrzymywano kontakt właśnie w taki sposób. Dobrze, jednak czy można kochać kogoś, kto tak naprawdę nie ma ciała? Kto nie jest człowiekiem, ale tworem ludzkim, systemem operacyjnym? "Ona" dowodzi, że owszem, można. Rozmowy, które Theodore przeprowadza z Samanthą są pełne pasji, zwierzeń i bliskości, jakiej nie osiągnął nigdy z żadnym człowiekiem. Mimo, że nie ma ona ciała, nie można jej przytulić, czy dotknąć... To wszystko nie jest ważne - ta dwójka ciągle spędza z sobą czas, rozmawia do późnej nocy i zna swoje najgłębsze sekrety. Czy nie o to właśnie chodzi w miłości?
Równocześnie zakończenie tej historii jest słodko-gorzkie, co równie mocno mi się spodobało. Cóż, nie można oczekiwać, że uczucie tak różnych form istnienia będzie trwałe i szczęśliwe, prawda?

2. Tajemnica Brokeback Mountain
To się musiało tu znaleźć, innej opcji nie było. Jedna z najpiękniejszych miłosnych historii, jakie w życiu widziałam, pełna trudów i wstydu, a równocześnie tak potwornie piękna i czysta. Kiedy dwóch mężczyzn zostaje wysłanych w góry, by spędzić tam lato to może skończyć się to w sposób dwojaki - albo zaprzyjaźnią się ze sobą, albo znienawidzą. Jednak Ennis i Jack odkrywają tam, pod namiotem na Brokeback Mountain, że łączy ich o wiele więcej, niż wcześniej sądzili. Wymagania rodziny, plany na życie - jakie to wszystko ma znaczenie, kiedy człowiek odnajduje miłość? Jednak nic nie jest proste i kiedy przyjaciele opuszczają górę powracają do swoich spraw, żenią się i funkcjonują tak, jak oczekuje tego od nich świat. Nie są w stanie zapomnieć o sobie nawzajem i co jakiś czas wracają tam, gdzie kiedyś połączyło ich uczucie.
Nie ma mowy, by pominąć tę opowieść - zawiera w sobie właściwie wszystko, czego tylko można pragnąć. Nie ma tu dobrego zakończenia, ale jest ta nadzieja, choć malutki jej promyk, że ci, których kochamy na zawsze zostają z nami... I zawsze możemy na nich liczyć. Nawet, a może zwłaszcza, wtedy, kiedy życie się komplikuje, a świat stawia nowe wyzwania. Osobiście uwielbiam.

1. Pamiętnik
Cóż, musieliście już zauważyć, że mam ogromną słabość do historii w stylu "kocham cię aż po grób i nic tego nie może zmienić". Jak mogłabym więc pominąć tę opowieść, no jak? Noah i Allie to przykład pary, która związała się ze sobą mimo sprzeciwu losu, rodziny i właściwie wszystkich dokoła nich. Postawili na swoim i wygrali coś niesamowicie cudownego - szczere i piękne uczucie łączące ich na całe życie. Ani rozłąka, ani ciężki czas bez pieniędzy nie były w stanie ich rozdzielić... "W zdrowiu, czy w chorobie" nabiera w tej historii zupełnie nowego znaczenia, dzięki czemu z jednej strony jest mi przykro, za każdym razem, kiedy to oglądam, ale z drugiej... To budujące, że gdzieś można spotkać kogoś, dla kogo nawet po tylu latach wciąż jest się całym światem. To chyba najlepsza historia miłosna na świecie, bo jest tu wszystko, co zawierało się w poprzednich przeze mnie wymienianych - niezrozumienie świata, upór bohaterów, ich chwile zwątpienia w samych siebie i powrót wiary w miłość. Cytując pewną książkę: "zawsze miłość".


Uwierzcie, że wybór tych dziesięciu tytułów był dla mnie męczarnią. Próbowałam sama ze sobą (i z przyjaciółkami) pertraktować, że może jednak zrobię Top 36, ten jeden raz... Tak więc zdaję sobie sprawę, że wielu historii tu nie zawarłam, ale cóż, ograniczała mnie liczba. Jakie wy znacie opowieści, które zrobiły na was wrażenie? Czy z czymś się nie zgadzacie, a może coś byście wymienili? Dajcie znać!
Dobrej nocy (i wybaczcie, że to formalnie znów jest czwartek, starałam się!)

PS. Nie zawarłam romansów z bajek, bo pewnie zajęłyby mi całe zestawienie, a nie o to chodzi.

1 komentarz:

  1. Nie wiem czy powinnam mieć zastrzeżenia do wyboru filmów, (bo ja nie szukałam nigdy celowo filmu z kategorii "romansu") czy też powinnam mieć zastrzeżenie do całej kategorii. Dlaczego piękne historie miłosne muszą być takie SMUTNE?! Pół biedy, gdy coś jest średnie, ale kiedy szczerze zaprzyjaźniam się z bohaterami, kibicuję im, wzruszam się, cieszę z ich sukcesów i na koniec dostaję smutne zakończenie, to czuję się jakbym oberwała mokrą szmatą w pysk! Nie umiem tego znieść. Czy mam mieć tu tylko pretensje do Twojego zamiłowania do smutnych filmów, czy też ja zwyczajnie nie znalazłam wielu filmów NIE łamiących serca, bo ich nie szukałam, tak jak wspomniałam?

    Stąd widziałam tylko "Titanica", "Dom latających sztyletów" - ta pozycja mnie rozbroiła. Przepadam za tym filmem i może jestem dziwna, ale on w swojej formie mnie bardzo bawi... Widziałam jeszcze "Tajemnicę Brokeback Mountain" (WALCIE SIĘ smutne zakończenia!)i chyba przypadkiem "Przed wschodem słońca", ale bardzo pobieżnie. Pamiętam, że mi się podobało. Zaciekawiły mnie bardzo "Joe Black" i "Okruchy dnia"... Ale szczerze, po twoich słowach boję się tej mokrej szmaty.

    OdpowiedzUsuń