sobota, 22 września 2018

"Tomb raider" czyli kolejna gra na ekranie

Wzbraniałam się przed nowym "Tomb raiderem" z wielu powodów. Po pierwszy, fabuły gier znam bardzo pobieżnie, nie jestem szczególną fanką, więc do całej serii nie mam szczególnego sentymentu. Po drugie, naprawdę źle wspominam film z Angeliną Jolie, który oglądałam już dobre osiem lat temu, a czkawką odbija mi się do dziś. I po trzecie w końcu... Naprawdę mierziły mnie te wszystkie awantury o to, czy Vikander ma za mały biust, czy też może nie. W końcu jednak... No dobra, czemu nie?
Lara Croft (Alicia Vikander) od wielu lat jest już skazana na siebie - jej ojciec wyruszył na wyprawę, z której nigdy nie wrócił. Lara nie ma jednak zamiaru uznać go za zmarłego. Kiedy nadarza się okazja, dziewczyna wyrusza w podróż śladami ojca, by odkryć tajemnicę jego zaginięcia... I być może coś jeszcze.
Ten film ogląda się dość... Nijako. Brakuje tu emocji, jakichkolwiek. Lara Alicii jest sympatyczną, silną osobą, ale jednak widz nie przywiązuje się do niej jakoś specjalnie. Nieźle wypada jej naturalność i niewinność - to dopiero "początkująca" Lara, nieobeznana w archeologii, ucieczkach i strzelaninach. Jednak, tak samo jak w grach, ta niewinność szybko umyka, bowiem dziewczyna przechodzi praktycznie natychmiastową przemianę. Czy to działa? No cóż, ani trochę. Lara to taka machina, która przeskakuje między kolejnymi trybami, tylko brakuje między nimi jakiegokolwiek powiązania, które nadałoby temu wszystkiemu sens. Jak na taki film, to stosunkowo mało tu efektownych scen, które mogłyby być czymś przykuć uwagę - sporo za to naiwnych, "tanich" rozwiązań (to wiszenie nad wodospadem, litości...). Sama Alicia... Cóż, poprawna, po prostu poprawna. Wydaje mi się, że tu naprawdę nie miała za dużo do zagrania, bo scenariusz jest do bólu przewidywalny - nawet dla mnie, która nie znam fabuły gry. To na pewno nie jest rola, która przyniesie jej dobrą sławę, a szkoda, bo sądzę, że dobrze napisana Lara mogła sporo wnieść do jej filmografii.
Najgorsze, że ten film zupełnie nie zapada w pamięć. Nie jest ani na tyle zły, by mierzić i irytować, ani na tyle dobry, by cokolwiek go wyróżniało - mam wrażenie, że zapomniałam go następnego dnia po obejrzeniu. Wydaje mi się, że można sobie podarować - dla fana z pewnością będzie policzkiem, dla przeciętnego widza przeciętnym filmem przygodowym. Jest masa lepszych tytułów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz