niedziela, 9 września 2018

"Anihilacja" czyli wybierzmy się wszyscy do strefy X

Podróż pociągiem to naprawdę świetna zabawa, zwłaszcza, kiedy podróżujesz pkp i masz opóźnienie. Cóż, tym razem jednak byłam przygotowana - słuchawki w torebce, komórka narzeczonego pełna filmów. Możemy oglądać!
Na "Anihilację" trochę się czailiśmy, głównie ze względu na Natalie Portman, co do której wciąż mam mieszane odczucia. Ale cóż... Tego typu filmy często bywają naprawdę ciekawe, oczekiwałam więc sporo. A na pewno więcej, niż otrzymałam.
Lena (Natalie Portman) jest biologiem i naukowcem, byłą wojskową. Kiedy po roku nieobecności wraca jej mąż, kobieta czuje, że nie wszystko jest z nim w porządku. Szukając rozwiązania trafia do tajnej, rządowej bazy, która znajduje się na granicy strefy X - miejsca utworzonego po uderzeniu meteorytu w Ziemię. Nikt nie wie, co znajduje się na terenie strefy, ponieważ żadna wyprawa, która do niej weszła, nie wróciła. Ocalałym jest tylko mąż Leny. Kobieta dołącza do kolejnej grupy badawczej, licząc na to, że odnajdzie sposób na wyleczenie męża.
Mam problem z tym filmem. Z jednej strony - temat może nieco ograny, wyprawa w nieznane, by odkryć obcą formę życia i dowiedzieć się, co zabija/doprowadza do szaleństwa/zjada/wstaw cokolwiek pozostałe ekipy. Z drugiej zaś naprawdę ciekawie przedstawiony świat "wewnątrz", dobrej klasy efekty, dużo fantazji i wyobraźni, które przeświecają przez obraz na ekranie. Anihilacja przede wszystkim zaskakuje kolorami, wyobrażeniem czegoś, co kiedyś było zwyczajną dżunglą, a w dodatku podsuwa nam ciekawe rozwiązania nieco ogranych wątków, jak międzygatunkowe hybrydy czy ożywione rośliny. Zdecydowanie można tu nacieszyć oko.
A z drugiej strony Anihilacja to nudne postaci i fabuła, na którą ktoś chyba nie miał pomysłu. Bo choć początek zapowiada się naprawdę nieźle, to potem wszystko przeradza się w rasowy horror - po kolei wszystkie bohaterki znikają w ten, czy inny sposób, a jedyną sprawą jest to, czy jest on mniej, czy też bardziej głupi. Ich zachowania stają się też coraz mniej logiczne, jakby reżyser i scenarzysta chcieli jeszcze podbić atmosferę grozy. A to nieco nie działa, bo im głupiej panie się zachowują, tym widz częściej krzywi się z zażenowania.
A o bohaterkach mówiąc... To niestety są potwornie nijakie. Oczywiście prym wiedzie Natalie Portman i to ona jest najbardziej zapadającą w pamięć postacią. Pozostałe panie... Cóż, są. Ten czasownik szczególnie odnosi się do Tuny Navrotny, która znika z ekranu jeszcze zanim na dobre możemy nauczyć się imienia jej bohaterki. Tak, gdzieś tam w tle przewijają się Gina Rodriguez, Jennifer Jason Leigh i Tessa Thompson, ale właściwie... Mogłyby być zastąpione zupełnie każdą inną osobą. Niby każda ma jakiś tam problem, ale film praktycznie się do nich nie odwołuje. Tak na dobrą sprawę, to nie sposób którąkolwiek z nich jakoś bardziej polubić - są absolutnie nijakie i płaskie, służą jedynie za tło. Bo przecież sama do Iskrzenia Lena wejść nie mogła, prawda?
Anihilacji czegoś po prostu brak. Był pomysł, była fantazja, ale wszystko utonęło w bezsensach. Kiedy człowiek ogląda sci-fi to podchodzi do niego nieco inaczej, niż do fantasy - potrzebuje więcej wytłumaczeń, choć odrobiny nauki, która trzymałaby się kupy. Tutaj to się niestety rozjeżdża. I wiem, że jest masa teorii o psychologicznej głębi tego tytułu... To nie tak, że jej nie widzę. Jasne, jest tu kilka przesłań o samozniszczeniu, o dążeniu do własnej zagłady, o chęci życia chociażby, ale to wszystko nie zamaskuje absolutnie dziwnego i bezsensownego zakończenia. Mieszanie gatunków jest w porządku, ale tu mam wrażenie, że reżyser chciał za bardzo. Thriller, horror, psychologia, sci-fi... No cóż, nieco tego za dużo, albo zbyt nieumiejętnie zrobione. A szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz