poniedziałek, 24 września 2018

"Szpieg, który mnie rzucił" czyli wygłupy na ekranie

Czasem nawet ja chodzę do kina na głupawe komedyjki, wiecie? Ot, dla zachowania czystości umysłu.
Kiedy chłopak Audrey (Mila Kunis) rzuca ją przez smsa, dziewczynie pozostaje tylko jedno... Spalić jego rzeczy! Wraz z przyjaciółką, Morgan (Kate McKinnon), nie mają pojęcia, że wśród nich znajduje się ważny pendrive, a przystojny Drew (Justin Theroux) tak naprawdę jest szpiegiem... Obie wplątują się w międzynarodową aferę i w ciągu jednego dnia całe ich życie wywróci się do góry nogami.
Jak mi się oglądało ten film? Głupawo, nieco naiwnie, ale - o dziwo! - dobrze. Naprawdę, uśmiałam się, powiem wam. Fabuła jest dość oczywista, ale to właściwie nie bardzo mi przeszkadzało - masa tu dowcipów, które faktycznie nie najgorzej działały. Bardzo przypadły mi do gustu stereotypy o różnych narodach - Francuzach, Rosjanach, a nawet Amerykanom się nieco dostało. Chcę wierzyć, że było to zagranie celowe, bo każde z takich zachowań czy cech było tak przejaskrawione, że nie chce mi się wierzyć, że to tak na serio. Mila Kunis jest naprawdę sympatyczną aktorką, więc ogląda ją się przyjemnie. McKinnon dała w tym filmie czadu - jest absolutnie świetna i kradnie praktycznie każdą scenę swoimi cudownymi minami. Do tego epizod Gillian Anderson (piszczałam, jak ją zobaczyłam, jest po prostu stworzona do ról silnych kobiet pracujących w służbach specjalnych), która miała minę jakby naprawdę nie do końca rozumiała, kto jej kazał pracować z takimi wariatkami, co w przypadku tego filmu wyszło idealnie. Oglądając seans, miałam wrażenie, że nie tylko ja bawię się dobrze, ale przede wszystkim niezłą frajdę mają z tego wszystkiego aktorzy i przyznam szczerze - to naprawdę fajnie zadziałało. Nie powiem, to dalej nie jest komedia wysokich lotów, ale... Do obejrzenia i rozluźnienia się całkiem nieźle się nada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz