niedziela, 23 września 2018

"Koneser" czyli miara perfekcjonizmu

Do "Konesera" wróciłam po latach, mając niesamowite oczekiwania - w mojej pamięci zapisał się jako film zaskakujący, piękny, wyrazisty. Uznałam, że pora odświeżyć swoje wspomnienia i po raz kolejny odkryć ten tytuł.
Virgil Oldman (Geoffrey Rush) jest znanym i cenionym znawcą sztuki i licytatorem. Jego prywatna kolekcja jest warta tysiące, jednak zazdrośnie strzeże jej przed wzrokiem postronnych. Kiedy podejmuje się wycenienia majątku zmarłych państwa Ibbetson, poznaje ich córkę, Claire (Sylvia Hoeks). Dziewczyna cierpi na fobię społeczną, która nie pozwala jej opuszczać domu. Virgil, zafascynowany młodą kobietą, pragnie zgłębić jej tajemnicę. Ale czy miłość będzie dla niego równie łaskawa, jak sztuka?
Ten film przede wszystkim jest piękny. Ma cudowne zdjęcia, przepiękne wnętrza, jest pełen dzieł sztuki w każdej formie. To czysta uczta dla oczu, pokazująca świat artystów i koneserów. A w tym wszystkim tkwi nasz Virgil - cyniczny, zimny, zakochany w swoich eksponatach, a przez to tak bardzo oddalony od ludzi, nie potrafiący z nimi funkcjonować na dłuższą metę. To nie jest człowiek łatwy - to zaprzeczenie takiego określenia. W jego życiu nie ma miejsca na sentymenty, jest za to dużo przestrzeni, którą wypełnia coraz to nowymi nabytkami. Claire jest dla niego tajemnicą - początkowo irytującą, ale mimo wszystko na tyle intrygującą, że nie jest w stanie jej porzucić. To nieco podobny motyw do tego z "Nici widmo" - kobieta w życiu artysty, przerywająca jego uporządkowane trwanie, wprowadzająca w nie nutę szaleństwa. A jednak uważam, że w "Koneserze" działa to o niebo lepiej.
Mamy tu nieznane, mamy zagadkę i w końcu mamy kapkę niepokoju, który wciąż nam towarzyszy - nie sposób się od niego uwolnić, bo choć w początkowej fazie film rozwija się w kierunku love story, to widz wciąż czuje, że to się tak cudownie nie skończy, że nie ma prawa się tak skończyć. I w końcu wielki finał, który zaskakuje, bo gdy wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce, to jest to jednocześnie genialne i proste. Aktorzy są tu świetnie dobrani - nie tylko Rush i Hoeks, ale też Sutherland czy Sturgess, wszyscy razem tworzą jedną, doskonale ze sobą współgrającą całość. Absolutnie uwielbiam ten film - za Rusha, za muzykę, za fabułę, za każdy maleńki szczególik, który na koniec okazuje się ważny. Jeden z moich "must see".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz