wtorek, 11 września 2018

"Czerwona jaskółka" czyli szpiegowanie po rosyjsku

Gdzieś tak na wiosnę mignęła mi Jennifer Lawrence grająca Rosjankę w szpiegowskim filmie. Okay, zobaczyłam zwiastun, szybko o tytule zapomniałam i poszłam dalej. Minęło kilka miesięcy i w sumie pomyślałam "no dobrze, to zobaczmy, o co tu chodzi".
Dominika (Lawrence) jest baletnicą i równocześnie bratanicą rosyjskiego agenta, Ivana Egorowa (Matthias Schoenaerts). Kiedy ulega wypadkowi i łamie nogę, jej kariera jest skończona. Dziewczyna chcąc pomóc wujowi, zostaje wplątana w coś, o czym nigdy nie powinna wiedzieć. Teraz wyjścia są dwa - albo Dominika umrze... Albo stanie się przydatna dla rosyjskiego rządu. Chcąc przeżyć, dziewczyna decyduje się na zostanie Jaskółką - agentką specjalnie przeszkoloną w akademii, która teoretycznie nie istnieje. Jej pierwszym celem będzie Nate Nash (Joel Edgerton) z USA...
Zaczynając seans sądziłam, że doskonale wiem, jak potoczy się fabuła. Widziałam to tak "młoda agentka, oczywiście najlepsza, bezbłędna rozwala całe CIA, ale przy tym zakochuje się w Amerykaninie i odjeżdża z nim w stronę zachodzącego słońca". No cóż, myliłam się i przyznaję to z radością. Czerwona jaskółka przede wszystkim przykuwa zwrotami akcji, które raz po raz gmatwają historię i do samego końca widz nie wie, co jest prawdą a co kłamstwem i po której stronie tak naprawdę stoi Dominika. Początkowo niewinna dziewczyna, szybko musi się nauczyć, jak nie okazywać emocji, jak zachować zimną krew i - co najważniejsze - jak nie dać się zabić. Sądziłam, że sama jej przemiana będzie mocniej zaakcentowana, choć i tak szkolenie było przedstawione genialnie. Powolne pozbywanie się godności, a równocześnie rozpaczliwe próby, by zachować własną tożsamość i nie dać się do końca zniszczyć - oto, jakie jest największe wyzwanie bohaterki.
Mnie naprawdę poruszyła gra aktorska. Lawrence była naprawdę świetna, łącząc w sobie delikatność z bezwzględnością, Schoenaerts wypadł wiarygodnie jako rosyjski polityk. Smaczku dodawał Jeremy Irons, który wciąż był gdzieś w tle, nie robiąc wiele, ale doskonale wprowadzając widzów w klimat. Mógł nieco bawić sztuczny rosyjski akcent, którym posługiwała się większość aktorów, ale... No cóż, w sumie dlaczego nie? Skoro już robimy film o Rosji, a mówimy po angielsku, to chociaż akcent niech się uchowa. Można też się nieco czepić, że film pełen jest stereotypów, dotyczących tego ogromnego mocarstwa, ale... No cóż, najzabawniejsze jest to, że nikt nie jest w stanie powiedzieć "tak nie jest, nie ma opcji". Jeśli ktoś lubuje się w szpiegowskim kinie z naprawdę niezłą intrygą, to polecam Jaskółkę z całego serca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz