czwartek, 15 czerwca 2017

"Wielkie oczy" czyli droga do prawdy

Dlaczego nikt wcześniej nie opowiedział mi o tym filmie? Dlaczego nikt nawet nie wspomniał "hej, wiesz, że Tim Burton zrealizował naprawdę świetną biografię?"? Ten film przeszedł kompletnie bez echa, a ja do teraz zastanawiam się dlaczego - choć minęły już trzy dni odkąd go obejrzałam.
Kiedy Margaret (Amy Adams) ucieka od męża, wierzy, że dla niej i jej córki będzie to zupełnie nowy początek. Kobieta wreszcie może się spełniać w tym, co kocha najbardziej - malarstwie. Tworząc na ulicy poznaje Waltera (Christoph Waltz), który wydaje się być spełnieniem snów - jest opiekuńczy, czuły, a co najważniejsze, całkowicie rozumie i akceptuje pasję Margaret. Szybki ślub i wspólne życie nie przynoszą jednak tego, czego kobieta się spodziewała, a są początkiem wielkiego oszustwa. Walter przypisuje sobie autorstwo prac Margaret, a te zdobywają coraz większą popularność i przynoszą coraz większe dochody...
Tak wspaniale było zobaczyć zupełnie inne oblicze Burtona - nieco bardziej subtelne i realistyczne, jednak nie pozbawione charakterystycznych dla niego elementów. Historia jest przede wszystkim niesamowita - całkowicie autentyczna opowieść o losach niezwykle zdolnej malarki, która musiała walczyć, by odzyskać prawo do własnej sztuki. Ten film jest nie tylko biografią, ale też porusza wiele tematów, które przewijają się przez ten obraz jak gdyby w tle - emancypacja kobiet, ich prawo do niezależności i własnej kariery, a także wiele pytań o to, czym jest sztuka, czemu powinna służyć i co jest więcej warte: zadowolenie i zainteresowanie ludzi czy też zdanie krytyków. Wszystkie te aspekty są zaledwie sygnalizowane, co zresztą dla mnie jest logiczne - nie są tematem filmu, pojawiają się jak gdyby przy okazji, ze względu na zetknięcie się z nimi bohaterki. Same postaci są wspaniałe - zakochałam się w kreacji Amy Adams, od pierwszej chwili kupiła mnie całkowicie. To typowy przykład artystki, niedostosowanej nieco do świata, szukającej opieki i obrony - zarówno dla siebie, jak i dla swojej córki. Zagubione spojrzenie Adams cudownie oddaje cały strach, który musiał kryć się w Margaret, a równocześnie nie aktorka nie przekracza cieniutkiej granicy między osobą wrażliwą a głupią, naiwną a lekkomyślną. Jej postać jest inteligentna, czuła i kochająca, ale równocześnie słaba i uległa - musi się wiele nauczyć, zanim stanie pewnie na własnych nogach.
Idealnym więc partnerem dla Adams jest Christoph Walz, który tworzy kreację śmiałego, otwartego i charyzmatycznego Waltera. Jest czarujący do tego stopnia, że nawet ja, jako widz, zaufałabym mu i poszła za nim wszędzie. Nic więc dziwnego, że skrzywdzona Margaret to zrobiła. Mężczyzna do samego końca wmawia wszak jej, że całe oszustwo jest dla jej dobra, a ona sama nie dałaby sobie rady w świecie artystów. Co tak naprawdę nie jest do końca kłamstwem - widzimy, że kobieta na jednej z wystaw zupełnie nie może się odnaleźć i zaczyna opowiadać o numerologii. Waltz wprawnie manewruje między urokiem, a wybuchowym charakterem, łączy postacie amanta i raptusa. Jego wystąpienie w sądzie jest genialne, równocześnie zabawne i tragiczne. To przede wszystkim bohater wywołujący emocje i to w dodatku zupełnie skrajne.
Pisałam jednak, że w filmie widoczne są typowe dla Burtona zabiegi. Cóż, muszę przyznać, że od strony technicznej całość prezentuje się naprawdę świetnie - piękne kostiumy, scenografia, muzyka Elfmana, to wszystko jest genialne. Widać tu trochę tego przerysowania tak charakterystycznego dla Tima, chociażby między głównymi bohaterami jest silny kontrast, a dodatkowo elementy komediowe łączą się z dramatem, przechodząc płynnie jedno w drugie. Ja osobiście jestem zachwycona nasyconymi kolorami, które są praktycznie wszędzie - czy to w zdjęciach oceanu na Hawajach, czy też w galerii sztuki.
Jestem naprawdę zaskoczona, że tak wiele osób narzeka na ten film, bo uważam, że to jeden z dojrzalszych obrazów mojego ulubionego reżysera. Jest ciekawy, poruszający, momentami zabawny, a na pewno wyrazisty - kompletnie nie widzę w nim chaotyczności, którą mu zarzucano. Polecam zapoznać się z tą produkcją - jest to nie tylko dobra rozrywka, ale też ciekawy sposób na zapoznanie się z Margaret Keane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz