poniedziałek, 19 czerwca 2017

"Psychoza IV" czyli zaskakujący finał

Powoli kończę moją przygodę z całym uniwersum, jakie powstało wokół tytułu "Psychoza" i muszę przyznać, że czwarta część mnie zadziwiła. Po słabej trzeciej nie spodziewałam się niczego lepszego, raczej zjazdu po równi pochyłej prosto w czeluść totalnej beznadziei - a tu proszę! Nie było źle, choć nie było też wybitnie.
Norman Bates jest już właściwie wyleczony. Zaczął życie od nowa, ma żonę i dom. Sielankę przerywa jednak niespodziewane wydarzenie w jego życiu... Przygotowując się do kolejnego morderstwa Norman dzwoni do radiowego programu, by opowiedzieć o swoim traumatycznym dzieciństwie i zbrodniach, jakie popełnił.
Ta część jest o tyle inna, że wyłamuje się z pewnego schematu. Większość filmu to tak naprawdę rozmowa Normana z dziennikarką, jego historie i retrospekcje. Ukazują nam się jego chore relacje z matką, jego niemożność uporania się z jej kontrolą i charakterem, jego zazdrość, która uczyniła z niego człowieka, którym był przez tyle lat. I to jest mniej więcej godzina, ale muszę przyznać, że to się nawet jakoś nie nudzi! Choć momentami prawdopodobieństwo psychologiczne leży, to jednak od początku postać Normana fascynuje na tyle, że ja, jako widz, łykam absolutnie wszystko, co jest mi w stanie uzasadnić to, jaką osobą się stał.
Dalsza część filmu to "polowanie" Normana, które jednak też wyłamuje się ze schematu poprzednich części. Ogólnie całość jest... Niezła. Nieco już przesadzona, bo ile razy można oglądać to samo (nie przypominajcie mi, że to napisałam, kiedy wreszcie zrobię maraton Piratów z Karaibów...), ale dużo lepsza od poprzedniej odsłony. Fan fakt - za scenariusz do tej części odpowiadał Joseph Stefano, scenarzysta oryginalnej "Psychozy", jak i jej remake'u. Może dlatego wyszło nieco ciekawiej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz