niedziela, 21 stycznia 2018

"Spacer po linie" czyli muzyczna biografia

Ostatnio obfituję w biografie, nie macie takiego wrażenia? Nie robię tego specjalnie, nie założyłam sobie tego, więc zupełnie nie mam pojęcia, skąd mi się to bierze! Zazwyczaj zabieram się za filmy o ludziach, których kompletnie nie znam i tak też było tym razem. Johnny Cash? Dlaczego by czegoś się nie dowiedzieć?
To typowa opowieść, która początek ma w czasach dziecięcych Casha (Joacquin Phoenix), a kończy się wraz z jego ślubem z wieloletnią przyjaciółką i miłością, June Carter (Reese Whiterspoon). Obserwujemy jego trudne relacje z ojcem, nieudane małżeństwo z Vivianne (Ginnifer Goodwin), narkomanię, muzyczną karierę i w końcu trudną relację z June, która od początku była nie tylko jego bratnią duszą, ale też muzą i natchnieniem.
To jeden z tych dwugodzinnych filmów, po którym człowiek ma wrażenie, że minęło pięć minut. Ma fantastycznie rozpisany scenariusz - każda scena jest idealnie rozplanowana, nie ma niczego, co byłoby zbędne, niepotrzebne. Wszystko wypada ciekawie i łączy się w logiczną całość. Widz faktycznie śledzi życie Casha, ale nie ma wrażenia, że historia się ciągnie - wręcz przeciwnie, to zaledwie wycinek całości, o tak fascynującym człowieku jest ten film.
Jednak chyba największym atutem jest obsada. Phoenix to strzał w dziesiątkę - jego mimika, gesty, cały sposób gry... To wszystko jest niesamowite i tworzy tak genialną kreację Johnny'ego Casha, że mogłabym uwierzyć, że on nim po prostu JEST. Whiterspoon radzi sobie równie dobrze, jest autentyczna, jest prawdziwa, niesamowita. Oboje cały film śpiewają i to jest absolutnie cudowne - bo jak zrobić film o gwiazdach muzyki bez muzyki? Tak więc dodatkowo na plus świetne piosenki, które wprowadzają genialny klimat.
Jeśli chcecie obejrzeć naprawdę dobry film o ciekawym człowieku to "Spacer po linie" jest absolutnie obowiązkowy. Sprawia, że człowiek ma ochotę włączyć yt i po prostu słuchać muzyki przez resztę dnia. Serdecznie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz