Prawdziwa historia Jamesa Bowena. Młody James (Luke Treadaway) żyje na ulicy, chodzi głodny i gra na gitarze za kilka pensów. Ach, do tego jeszcze nałogowo zażywa heroinę, mimo, że próbuje wyjść z nałogu. Po którymś kolejnym pobycie w szpitalu otrzymuje szansę - dostaje mieszkanie socjalne, przechodzi na odwyk. Jednak pozostanie czystym nie jest łatwe, podobnie jak uporanie się z życiem, relacjami z ojcem, a także nową znajomą, Betty (Ruta Gedmintas). W tym wszystkim Jamesowi pomoże Bob - kot-przybłęda, który pewnego dnia po prostu wchodzi do jego domu i w zupełnie kocim, bezpardonowym stylu zadomawia się w życiu zagubionego młodzieńca.
To zdecydowanie jeden z najbardziej pozytywnych filmów, jakie w życiu widziałam. Historia, która na pierwszy rzut oka wydaje się dość makabryczna i depresyjna - hej, ten facet mieszka na ulicy i właściwie niewiele dzieli go od przedawkowania, głoduje, ma fatalne układy z własnym ojcem i ogólnie powiedzieć, że wiedzie mu się kiepsko, to jak stwierdzić, że Edyp poślubiając własną matkę popełnił niewielką gafę - szybko przeradza się w opowieść z pozytywnym przesłaniem i ogromną siłą drzemiącą w jej wnętrzu. Choć można powiedzieć, że fabuła jest przewidywalna - no bo tak zazwyczaj jest z filmami biograficznymi, można sprawdzić w Internecie, jak się skończą - to wcale jej to nie umniejsza, przeciwnie. Śledzenie i podziwianie tego, jak James zaczyna powoli przejmować kontrolę nad własnym życiem, jak po tylu latach staje na nogi i zaczyna móc patrzeć sobie samemu w oczy, jest fascynujące i przykuwa uwagę widza od początku do końca. Luke Treadaway mnie zaczarował, omamił wręcz - jest po prostu cudowny i doskonale wczuł się w rolę, którą przyszło mu grać. Sam Bob, mimo, że to KOT... Cóż, kocham koty, pokochałam więc i jego. Scenarzyści (a może sam James) dopilnowali, by zachowania czworonoga nie były przesadzone, wyidealizowane i nienaturalne - to częsty zabieg, zazwyczaj stosowany wobec psów - więc każdy, kto kiedykolwiek kota miał odnajdzie w niektórych zachowaniach swojego pupila.
Świetna w tym filmie jest z całą pewnością praca kamery. Ujęcia, która wykonane są z perspektywy kota to strzał w dziesiątkę - dzięki temu faktycznie oglądamy film z perspektywy dwóch bohaterów, nie tylko jednego. To w gruncie rzeczy mały zabieg, ale dodał naprawdę dużo. Nie wiem, jak to możliwe, ale wystarczyło obniżenie kamery i oglądanie świata "kocimi" oczami, żebym wczuła się w Boba i zrozumiała jego myślenie i postrzeganie świata. Wielki plus dla reżysera - mała rzecz, a cieszy.
Na plus dla filmu mogę też dopisać świetną muzykę, doskonale dobraną i stanowiącą fantastyczne tło dla wydarzeń pokazywanych na ekranie. W sumie to dość ważna część całości, bo przecież James zarabia grając na gitarze i pisząc piosenki, ale mimo to łatwo było wykpić się tutaj słabymi piosenkami wybranymi zupełnie losowo. I to w sumie tak mnie chyba cieszy w tym filmie - jest bardzo dopracowany, od odpowiednio dobranych melodii, przez genialne dialogi i kwestie kolejnych postaci, aż po zadbanie, żeby kot zachowywał się dokładnie jak to koty mają w zwyczaju! To niesamowite, że na film biograficzny, swoją drogą chyba nie doceniony tak, jak na to zasługuje, poświęcono tyle czasu i energii! To wszystko, wraz do spółki ze świetną historią i doskonałym aktorem w roli głównej tworzy obraz uroczy, inteligentny i godny obejrzenia. Polecam gorąco!
Świetna w tym filmie jest z całą pewnością praca kamery. Ujęcia, która wykonane są z perspektywy kota to strzał w dziesiątkę - dzięki temu faktycznie oglądamy film z perspektywy dwóch bohaterów, nie tylko jednego. To w gruncie rzeczy mały zabieg, ale dodał naprawdę dużo. Nie wiem, jak to możliwe, ale wystarczyło obniżenie kamery i oglądanie świata "kocimi" oczami, żebym wczuła się w Boba i zrozumiała jego myślenie i postrzeganie świata. Wielki plus dla reżysera - mała rzecz, a cieszy.
Na plus dla filmu mogę też dopisać świetną muzykę, doskonale dobraną i stanowiącą fantastyczne tło dla wydarzeń pokazywanych na ekranie. W sumie to dość ważna część całości, bo przecież James zarabia grając na gitarze i pisząc piosenki, ale mimo to łatwo było wykpić się tutaj słabymi piosenkami wybranymi zupełnie losowo. I to w sumie tak mnie chyba cieszy w tym filmie - jest bardzo dopracowany, od odpowiednio dobranych melodii, przez genialne dialogi i kwestie kolejnych postaci, aż po zadbanie, żeby kot zachowywał się dokładnie jak to koty mają w zwyczaju! To niesamowite, że na film biograficzny, swoją drogą chyba nie doceniony tak, jak na to zasługuje, poświęcono tyle czasu i energii! To wszystko, wraz do spółki ze świetną historią i doskonałym aktorem w roli głównej tworzy obraz uroczy, inteligentny i godny obejrzenia. Polecam gorąco!
Jako polecający ten film kolega, cieszę się, iż film się spodobał. Mam wybitnie podobne odczucia, szczególnie co do kociej kamery i muzyki. Czekam na kolejne recenzje! :D
OdpowiedzUsuń