środa, 18 stycznia 2017

Top 10 najlepszych filmów roku 2016

Zgodnie z zapowiedzią - niespodzianka~! Od tej pory uruchamiam środowy cykl "Top 10", w którym będę przedstawiać całkowicie subiektywne zestawienia filmów, aktorów, bohaterów itp. Chciałabym też wspomnieć, że jeśli macie jakieś "ale" co do moich opinii to z najwyższą przyjemnością się o tym dowiem, także zachęcam do komentowania i dyskutowania.
Jak w tytule - dziś 10 (a właściwie 11, ale o tym za moment) najlepszych filmów wyprodukowanych w 2016 roku. Od razu zaznaczam - nie ma tu wszystkich filmów, ponieważ części nie widziałam (nie sposób wszak obejrzeć wszystko), niektóre dopiero będą miały swoje polskie premiery. Na ten moment, spośród obejrzanych przeze mnie to jest Top 10. Jeśli widzieliście coś innego, co wysoko oceniacie, dajcie mi znać, muszę to nadrobić!

10. Warcraft: Początek i Planeta singli
Wiem, że to totalnie niesprawiedliwe, ale naprawdę nie umiem się zdecydować. Oba filmy są dobre, ogląda się je z prawdziwą przyjemnością.
"Warcraft: Początek" to kawał porządnego fantasy, choć nie znam uniwersum gier, więc być może coś tam się nie zgadza. Mamy więc zgrabnie nakreślony świat, dwie rasy, których racje są dosyć dobrze i przekonująco przedstawione, każda z nich ma swoją tradycję i kulturę, tak więc nie możemy mówić "ci źli, ci dobrzy", bo to po prostu nie jest takie proste. Szczerze mówiąc zakończenie narobiło mi smaku na kolejną część. Film zrobił furorę zwłaszcza w Chinach i to tam już w lipcu pojawiła się informacji o kontynuacji serii... Trzymam kciuki, zapowiada się świetnie!


"Planeta singli" to kompletnie inny film. Wiem, że dla wielu z Was wyrażenie "polska komedia" kojarzy się bardzo źle i nie mogę powiedzieć, że tego nie rozumiem. Przez wiele lat dostawaliśmy gnioty, ani to nie było śmieszne, wykorzystywało za to każdy oklepany schemat, jaki tylko można znaleźć w google po wpisaniu "cechy komedii romantycznej". Tutaj można się nieco zdziwić, bo nie jest tak sztampowo, jak można by się tego spodziewać. Nie twierdzę, że to dzieło wybitne, ale na pewno polecam paniom, które szukają czegoś na długi, zimny wieczór pod kołdrą. Sprawdziłam - panowie też nie płoną podczas oglądania i nawet mogą się uśmiechnąć, tak więc może warto? Ok, nie ściemniam - Maciej Stuhr jest głównym argumentem na tak!

9. Osobliwy dom pani Peregrine
Kiedy zobaczyłam zwiastun "Osobliwego domu...", zobaczyłam nazwisko Burtona w rubryczce "reżyser" na filmwebie wiedziałam, że MUSZĘ obejrzeć ten film. Odebrałam wejściówki pracownicze, usiadłam wygodnie i pozwoliłam się wciągnąć w świat filmu. A jest on zaskakująco bliski naszemu, z tym drobnym wyjątkiem, że są tam ludzie... "Osobliwi" jak mówią sami o sobie. Każdy z nich ma swoje dziwactwo, jeden lata, drugi ma usta z tyłu głowy... Jednak są to tylko dzieci, dzieci, które trzeba chronić. I tu wkracza tytułowa pani Peregrine, grana przez absolutnie fantastyczną Evę Green (w tym filmie wzniosła mimikę na zupełnie nowy poziom, do dziś pozostaję pod wrażeniem tego, jak potrafi się uśmiechnąć połową twarzy!). Do tego film jest po prostu piękny wizualnie, efekty cieszą oko, bohaterowie są sympatyczni (oprócz oczywiście tych, którzy wcale tacy nie mają być).
Nie mówię, że jest idealnie - ostatnio coraz więcej osób bierze się za wyjaśnienie czasoprzestrzeni i bawienie się nią... Tutaj odrobinę to nie wyszło, po wyjściu z kina można zadawać masę pytań związanych z tym tematem. Zakończenie też jest trochę przewidywalne, ale nie jest to coś, co bardzo przeszkadza. Nie polecam za to pokazywać filmu małym dzieciom, bo wbrew pozorom naprawdę pewnych scen mogą się przestraszyć.

8. Zwierzogród
Moja przyjaciółka chodziła za mną przez pół roku, średnio raz w tygodniu stwierdzając "Obejrzyj "Zwierzogród", jest świetny, czemu nie chcesz obejrzeć?!". Przekorna Kinomaniaczka im bardziej naciskana, tym mniejszą ochotę miała na seans, ale jako, że pozostaję wielką fanką Disneya teraz i na zawsze (o czym przekonacie się już za kilka miejsc rankingu) w końcu się skusiłam. Absolutnie nie żałuję. Film jest uroczy, zabawny, nawiązanie do "Ojca Chrzestnego" jest po prostu bezbłędne. To bardzo ciekawa wizja - miasto zwierząt, podzielone na sektory, aby każdy znalazł coś dla siebie, niby otwarte, ale jednak niezupełnie. Tak, morał powtarzał się już w tysiącu innych bajkach - uwierz w siebie, goń za marzeniami, nie poddawaj się, nie oceniaj po pozorach... Intryga jest jednak na tyle ciekawa (taki mały dodatek kryminalny, całkiem zgrabnie rozegrany), że film właściwie się pochłania, a nie ogląda.

7. Światło między oceanami
Przyznaję się bez bicia - fabuła idealnie uderzyła w moją czułą strunę, może to dlatego absolutnie zwariowałam na punkcie tego filmu. Nie zmienia to jednak faktu, że ciągle pozostaję pod czarem tej produkcji. Michael Fassbender (swoją drogą - facet w tym roku nieźle się napracował!) gra weterana wojennego, który przybywa do Australii, by zostać latarnikiem na odciętej od świata wyspie. Na kontynencie zakochuje się, szybko żeni a jego młoda żona wraz z nim postanawia dzielić życie w samotności. Jednak bezowocne próby donoszenia ciąży wpędzają ją w coraz większą depresję, co łamie serce jej mężowi. Kiedy więc na wyspie pojawia się wyrzucone przez ocean niemowlę małżeństwo musi podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu - czy oddać, czy może zatrzymać dziecko...?
Film zmusza do przemyśleń, jest wyjątkowo niejednoznaczny, tak naprawdę nie ma tu złych i dobrych - jak w życiu, wszystko jest szare, każdy ma swoje racje i argumenty. Przyznaję, że płakałam okrutnie praktycznie cały seans, a po wyjściu z sali długo nie mogłam przestać rozmyślać, co ja uczyniłabym w sytuacji bohaterów.

6. Bridget Jones 3
Chyba nie znam osoby, która nie widziałaby "Dziennika Bridget Jones". Po piętnastu latach wreszcie doczekaliśmy się filmu, który zakończył trylogię o perypetiach Bridget. I przyznam szczerze - tak jak druga część była już dla mnie niepotrzebna, trzecia jest absolutnym strzałem w dziesiątkę! Nie ma Hugh Granta, za to pojawia się przeuroczy Patrick Dempsey w roli potencjalnego ojca dziecka. Film naprawdę bawi, pozwala kobiecie utożsamić się z bohaterką (panie na salach kinowych wyjątkowo mocno przeżywały poród i niedogodności ciążowe Bridget, mam wrażenie, że przypominały im się własne doświadczenia...), a klejnotem jest Emma Thompson w roli pani ginekolog - mój nowy mentor życiowy!

5. Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć
To było coś, czego bałam się od samego początku. Uwielbiam Pottera, przeczytałam "Przeklęte dziecko" (swoją drogą... Dlaczego, po prostu dlaczego Q___Q?), więc do pomysłu "Fantastycznych..." podchodziłam bardzo sceptycznie. Wyczuwałam typowy skok na kasę, nieprzemyślany, schematyczny, pozbawiony magii i klimatu... Kiedy zapowiedzieli zrobienie całej trylogii byłam już właściwie pewna, że to będzie złe. Nie mogło mnie jednak zabraknąć w kinie dzień po premierze!
Może to też dlatego, że nie miałam wysokich oczekiwań, ale wyszłam zachwycona. Po pierwsze - główny bohater, w którym nie sposób się nie zakochać (Eddie Redmayne - dziękuję!). Po drugie - absolutnie fantastyczne zwierzęta! Świetnie się bawiłam wraz z przyjaciółkami zgadując czym są kolejne gatunki pokazywane na ekranie. Miło też zobaczyć Nowy Jork lat '20, choć muszę przyznać, że amerykańscy czarodzieje to totalni idioci ("A więc powinniśmy uważać, żeby mugole nas nie zobaczyli... Walnijmy wielką, świecącą barierę w środku miasta, to jest genialny pomysł!"). Poza tym "ten zły" jest rozpoznawalny właściwie od pierwszych minut. Za to bardzo ciekawy zdaje mi się motyw, który wyjaśnia, co się dzieje, kiedy czarodziej tłumi w sobie moc i nie godzi się ze swoją magiczną naturą. W każdym razie wyszło na pewno lepiej niż "Insygnia śmierci"! Oby tak dalej!

4. Deadpool
Nie mogło go tu zabraknąć! Mam wrażenie, że wypuszczenie "Deadpoola" w okolicach walentynek było swoistą odpowiedzią na "Pięćdziesiąt twarzy Greya", który dostaliśmy w 2015... (Swoją drogą... Ostrzę sobie zęby na obsmarowanie nowej części. Oczekujcie!) Po całej masie filmów o superbohaterach dostajemy... Właściwie antybohatera. Samolubnego, złośliwego, zgryźliwego, ale mimo to dającego się lubić. Ba, ludzie zwariowali na punkcie tego filmu! Odezwie się pewnie kilka głosów, że jest płytki, humor wulgarny i żałosny... Zgadzam się, że za wiele do zaoferowania tu nie ma pod względem etycznym czy moralnym, a pod koniec żarty już odrobinę gorszą, ale wciąż uważam, że jest to film, który nareszcie wybił się z patetycznego stylu, w który ostatnio popadły filmy od Marvela (Nie wspomnę o DC... Nie wspomnę o "Barman v Superman"... Znaczy wspomnę, ale za tydzień, już zapraszam!). Przyznam też, że bałam się Ryana Reynoldsa jako odtwórcy głównej roli (wciąż pamiętam "Zieloną latarnię", a bardzo chciałabym zapomnieć!), ale poradził sobie bardzo dobrze. Deadpool na pewno powróci, bo nie sądzę, żeby Marvel zrezygnował z tej postaci po takim przyjęciu przez publiczność.

3. Boska Florence
Dobra, miejmy to od razu z głowy... Uwielbiam Meryl Streep. Jest wielką aktorką (choć czasem nie powinna śpiewać...) i uwielbiam oglądać z nią filmy, zarówno te stare, jak i nowe. Sam zwiastun "Boskiej Florence" sprawił, że wiedziałam, że muszę i ten film obejrzeć... Nie zawiodłam się i tym razem.
W tej produkcji jest absolutnie wszystko - humor, miłość, marzenia, świetna gra aktorska, klimat, wzruszenie, smutek. Nie chcę za wiele pisać, żeby nie zdradzić historii tym, którzy jeszcze nie widzieli... Cóż, wystarczy wam wiedzieć tyle, że Florence jest kobietą, która jest naprawdę cudowna, kochana, ale nie potrafi śpiewać. Kompletnie i zupełnie. Jednak jej największym marzeniem jest wystąpić na scenie i zaśpiewać. Jak pogodzić te dwie skrajności? Naprawdę warto zobaczyć, jak to się wszystko rozwiązało!
PS. Historia jest prawdziwa, co tylko dodaje smaczku!
PS2. Nie oceniajcie zbyt szybko postaci Hugh Granta!

2. Vaiana: Skarb oceanu
Czyż nie pisałam, że wrócimy do Disneya? I wróciliśmy!
"Vaiana" jest animacją na miarę "Zaplątanych", choć dalej cierpię, że najwyraźniej porzuciło się ręczne rysowanie na rzecz technologii komputerowej... Nieważne, w każdym razie po raz kolejny Disney udowadnia, że wciąż ma coś do pokazania i jest to coś oryginalnego i zabawnego, na miarę bajek, na których się wychowaliśmy. Nawiązanie do tradycji wysp Polinezji, wplecenie języka tamtych ludów (ostatni taki zabieg chyba mieliśmy w "Lilo i Stich" kiedy to na dzień dobry leci "He mele no Lilo"), przepiękna muzyka, animacja wody (zapiera dech w piersiach!), do tego historia o odkrywaniu siebie i własnej wartości - to naprawdę daje niesamowite wrażenia po zakończeniu seansu. Na zachętę dorzucę informację, że w jednej z piosenek można usłyszeć Jakuba Jurzyka ze Studia Accantus, a pod pewną postać głos podkłada Maciej Maleńczuk...

1. Doktor Strange
No i mamy to, numer jeden zeszłego roku!
Absolutnie niezwykły, nowatorski, niesamowity! O dziwo doktor Stephen Strange też wcale nie jest specjalnie bohaterski - bywa okrutny, jest pracoholikiem i tak naprawdę całe to ratowanie świata wychodzi mu przypadkiem. Moim zdaniem jednak daje się lubić dużo bardziej niż Deadpool, poza tym historia jest dużo bardziej złożona. Dochodzą też efekty specjalne - jasne, że nie mogą one być nigdy jedyną dobrą rzeczą w filmie, ale tutaj tylko podniosły jego wartość. Coś takiego ostatnio widziałam w "Incepcji" i jestem absolutnie zachwycona. Benedict Cumberbatch jest świetny w tej roli, podobnie jak Tilda Swinton doskonale wywiązuje się z roli jego mentorki. I w tym filmie nie obyło się bez moralnych rozterek postaci - cieszy mnie, że odchodzi się od czarno-białego przedstawiania superbohaterów, a zamiast tego dodaje im się nieco dramaturgii (NIECO jest bardzo ważnym słowem). W każdym razie zapowiedź na końcu jasno mówi, że możemy się spodziewać powrotu Doktora Strange na ekrany. I świetnie, dla mnie mógłby na stałe zagościć w filmach Marvela!

Na dziś ode mnie to wszystko! Ciekawa jestem Waszych opinii na temat tegorocznych filmów. A za tydzień przyszykuję dla was moje "Top 10 najgorszych filmów roku 2016". Wrócimy do tematu DC...
Trzymajcie się ciepło!

2 komentarze:

  1. Dopiero czytając to zestawienie zorientowałam się, że dostaliśmy dwa filmy Disneya w jednym roku! O.o Cóż, Zwierzogród moim zdaniem zostawia nas z kilkoma morałami. Poza "goń za marzeniami" i "nie oceniaj po pozorach" widzę tam bardzo trafną satyrę obecnego świata i ostrzeżenie dotyczące hiperpoprawności politycznej. No dobra, muszę parę filmów dooglądać, żeby się wypowiedzieć ^^ ale z kilkoma pozycjami z listy zgadzam się jak najbardziej~

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak nie przepadam za dramatami, tak twój opis "Światła między oceanami" zdecydowanie sprawił, że chcę to obejrzeć! Jeśli chodzi o kolejność listy, pewnie ciut bym zmieniła, ale głównie dlatego, że części z tych filmów nie widziałam (ale ufam ci, że warto nadrobić XD) Sama na pewno umieściłabym wyżej Deadpoola, bo całkowicie rozbraja mnie sposób w jaki łamie czwartą ścianę i wykorzystuje najgłupsze i najbardziej niesmaczne żarty sprawiając że są śmieszne. No i przepraszam, ale Ryan Reynolds cisnący bekę z Ryana Reynoldsa jest bezcenny XD
    Nie mogę się doczekać jak zamordujesz Batman vs Superman!

    OdpowiedzUsuń