czwartek, 12 stycznia 2017

"Czas odkupienia" czyli... "Thriller", poważnie?!

Po powrocie do domu uznałam, że jeszcze mi mało filmowych wrażeń i usiadłam do "Czasu odkupienia" z 2009 roku. Film w reżyserii Drora Sorefa znalazł się na liście chyba tylko ze względu na obecność Chloe Grace Moretz... I tak jak ludzki umysł pozostanie dla mnie tajemnicą, tak samo powody, dla których często polskie tytuły... No cóż, nie mają sensu. Not forgotten=Czas odkupienia. Tak.

No dobrze, ale o czym opowiada film? Simon Baker gra mężczyznę wiodącego życie idealne - ma piękną żonę, jedenastoletnią córką, z którą dogaduje się tak dobrze, jak tylko da się z młodą, wchodzącą w wiek dojrzewania dziewczynką. Jednak pewnego dnia Toby (tu właśnie Chloe) znika. Rozpoczynają się rozpaczliwe poszukiwania dziecka, a we wszystko wydaje się być zamieszana meksykańska grupa wyznaniowa, nazywająca samą siebie La Santa Muerte. Film raczy nas scenami wyrwanymi z kontekstu, w których widzimy ojca rodziny na przykład mordującego kogoś - nie do końca wiemy, czy jest to wspomnienie, czy może przeciwnie, przyszłość? A może fantazje? No cóż, prawda jest taka, że przez przeszło godzinę oglądamy Jacka i jego żonę Amayę miotających się od kościoła do komisariatu policji. Nie ma żadnych poszlak, śladów, żądania okupu. Powiecie, że jest napięcie, przecież nie wiemy, czy dziewczynka żyje! No więc... Wiemy. Bo zaraz po jej porwaniu dostajemy scenę z jej udziałem, kiedy to mała ma się całkowicie dobrze! Dopiero gdzieś pół godziny przed końcem filmu (a trwa on 90 minut!) ojciec nagle... Dostaje objawienia? Ciężko powiedzieć, w każdym razie zaczyna intensywnie szukać córki. Przyznam szczerze, że do samego końca nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale w tym negatywnym sensie - to nie tak, że nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, po prostu brak jakichkolwiek sensownych podpowiedzi sprawia, że... Nie wiesz co się dzieje, nie wiesz dlaczego, nie wiesz po co i tak naprawdę cię to wcale nie obchodzi. Zwrot akcji jest bezsensowny, zachowanie postaci nielogiczne, nic się ze sobą nie wiąże, a jedyny ciekawy motyw (La Santa Muerte) jest niedostatecznie wyjaśniony i przez to też denerwuje. Aktorzy grają co najwyżej przyzwoicie, a podsumowaniem niech będzie fakt, że jedyną nominacją do nagrody dla tego filmu, była nominacja do Saturna za najlepsze wydanie DVD. 4/10 najwyżej, chyba nie warto tracić czasu.

Ode mnie to dzisiaj wszystko. Życzę wam miłego dnia, nocy, weekendu i samych dobrych filmów na waszej drodze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz