środa, 14 marca 2018

"300" czyli komiks, film, czy może jeszcze coś innego?

. . . Przyznaję się - aż do piątku nie widziałam "300".
Teraz, kiedy znacie już mój wstydliwy sekret, zapraszam was na moje odczucia po tym filmie.
Leonidas (Gerard Butler) - odważny król Sparty - rzuca wyzwanie perskiemu władcy, Xerxesowi. Na przekór radom wyroczni i zdaniu swoich rodaków, zbiera trzystu osobową armię, z którą wyrusza, by bronić honoru i wolności Sparty.
Przede wszystkim muszę podkreślić jedno - do "300" trzeba podchodzić w sposób specyficzny. Nie można go traktować jako poważnego filmu historycznego, bo wtedy nigdy się nie spodoba i po prostu człowiek zakończy seans z poczuciem zmarnowanego czasu. Fabuła nie jest tu specjalnie rozbudowana - od razu wiadomo, jak to się skończy, wszyscy mniej więcej znamy historię bitwy pod Termopilami - ale obraz nadrabia właśnie ciekawym podejściem. Sceny są przerysowane do granic możliwości, komiksowy styl nie wkrada się - on wali drzwiami i oknami, przy pomocy odpowiednich filtrów, gry świateł i patetycznych przemów, a wszystko to by ukazać wydarzenia w zupełnie inny, niż dotychczas widzieliśmy, sposób. I powiem wam, że mnie się to założenie bardzo spodobało - kiedy już nieco oswoiłam się z tą "komiksowością", mogłam naprawdę wczuć się w wydarzenia na ekranie, w problemy bohaterów i całkiem nieźle zrealizowane sceny walki - choć niektóry dalej są naiwne, ale wybaczam im to, głównie ze względu na wspomniane przerysowanie.
A tego jest tu naprawdę sporo. Każdy z nas kojarzy słynne słowa "This is Sparta!" i nadciągający po nich kopniak, wpychający do tunelu do jądra ziemi. Albo Xerxesa obwieszonego niczym choinka na Boże Narodzenie. Takich scen jest tu mnóstwo i wydaje mi się, że widz ma dwie opcje - albo znienawidzić ten styl i wyłączyć film, marudząc na paskudztwo, które zeżarło mu czas... Albo zaakceptować go, a nawet dostrzec w nim kilka naprawdę ładnych scen. Mnie szczególnie spodobało się miotanie wyroczni (nie, nie pytajcie dlaczego, to zupełnie subiektywne odczucie) - było dla mnie tak hipnotyzujące, że wrażenie trzyma mnie do teraz. Takich malutkich perełek jest dużo więcej i jeśli tylko się chce, można je zobaczyć.
"300" to nie tylko nieco inny film historyczny - to także całkiem niezły dramat. Muszę przyznać, że pod koniec moje serduszko zostało złamane, czego się kompletnie nie spodziewałam. Scena, w której królowa staje przed radą, kolejne śmierci, pożegnanie Leonidasa z żoną - to wszystko jest naprawdę smutne i filtry na kamerze tego nie zmieniają.
Aktorstwo? Cóż, żadna rola nie rzuca mi się tu jakoś w oczy (poza Fassbenderem, ale tylko dlatego, że nie miałam pojęcia, że on tu gra!), wszyscy stoją na podobnym, porządnym poziomie. Butler stał się już odrobinę "kultowy" w tej roli, ale moim zdaniem Lena Headey w niczym mu nie ustępuje.
Naprawdę - jestem zaskoczona, że tak bardzo mi się spodobało. Jeśli ktoś jeszcze nie widział (czy to tylko ja?), to naprawdę polecam. Jeśli ktoś widział... Hej, może to czas na powtórkę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz