poniedziałek, 4 grudnia 2017

"Córka mojego kumpla" czyli zero realizmu

Jak to się dzieje, że kiedy trafiam na niszowe komedie, to nie kończy się to dobrze? Czy chociaż raz nie mogę znaleźć czegoś... Chociaż niezłego?!
Wallingowie (Hugh Laurie i Catherine Keener) i Ostroffowie (Olivier Platt i Allison Janney) mieszkają na przeciwko i są najlepszymi przyjaciółmi. Obie rodziny mają dzieci, wychowywały je razem, wpadają do siebie regularnie, spędzają razem święta - są nierozłączni i wydaje się, że nic nie jest w stanie ich poróżnić. Jednak, kiedy wraca córka Ostroffów (Leighton Meesters), a między nią a panem Walling nawiązuje się romans, więzi znikają i rozpoczyna się regularna wojna.
Nie dajcie się zwieść pozornie ciekawemu opisowi. Nie próbujcie sobie mówić "hej, to może być zabawne, pewnie wszyscy będą sobie robić kawały i ogólnie uprzykrzać życie!". Porzućcie też nadzieję, jeśli sądziliście, że będziecie mogli obejrzeć głęboki film, pełny przemyśleń nad szczęściem i moralnością. "Córka mojego kumpla" chyba miała być wszystkim tym, o czym napisałam wcześniej. Problem w tym, że ktoś tu chciał za bardzo i wcisnął dosłownie każdy możliwy wątek, równocześnie nie rozwijając w sumie żadnego. Mamy więc sześć głównych postaci (i dwie poboczne, gdyby wam jeszcze było mało), a każdą z nich niby oglądamy, ale na dobrą sprawę, pod koniec filmu o żadnej nie sposób powiedzieć nic. Och, czekajcie, kłamałam. O każdej można powiedzieć "JEST IRYTUJĄCA". Nie żartuję. Nie ma tu bohatera, który by mnie nie zirytował, bo każdy jest nijaki i/lub przerysowany, przez co staje się parodią któregoś ze schematów. Nadopiekuńcza matka-kontrolerka? Proszę bardzo. Wiecznie niezadowolona księżniczka? Zapraszamy. W końcu buntowniczka, która sama nie wie, czego chce? OCH BŁAGAM.
Tego filmu nie ratuje nic. Obsada spisuje się co najwyżej przeciętnie, fabuła jest nudna, wątki prowadzone są bez pomysłu, postaci denerwują. Ale wiecie co? Najgorsze, absolutnie totalnie najidiotyczniejsze, jest zakończenie. Zakończenie, które wpycha wszystko w jedną scenę, po czym rozwiązuje CALUTEŃKI konflikt w najgłupszy możliwy sposób! Realizm, który przez cały film dogorywa gdzieś w kącie, tutaj umarł nieodwołalnie. Mimo wszystko nie będę spoilerować, ale... Uwierzcie, nie warto zapoznawać się z tym filmem. Nie wnosi absolutnie nic, a jedynie irytuje przez te marne 90 minut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz