wtorek, 8 maja 2018

"Ojciec Chrzestny" czyli mafijny klasyk

Czas wrócić po małym urlopie! Kinomaniaczka potrzebowała chwili odpoczynku, ale filmowo nie próżnowała - po skończeniu książki zabieram się powtórkę "Ojca Chrzestnego". Klasyk, jeden z najlepszych filmów w dziejach - czy się zestarzał? Czy faktycznie jest tak dobry, jak zapamiętałam?
Lata 40., Nowy Jork. Jednym z donów mafii jest Vito Corleone (Marlon Brando) - człowiek szanowany, bogaty, poważny. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że staromodny. Kiedy pewnego dnia Corleone odmówi wzięcia udziału w handlu narkotykami, stanie się niewygodny dla pozostałych donów. Cała sytuacja zmusi jego syna, Michaela (Al Pacino) do odegrania niebagatelnej roli w interesach Rodziny.
Czuję wewnętrzną barierę, kiedy mam pisać o tym filmie. Tak wielu prawdziwych krytyków już się nad nim rozpływało, tyle osób widziało i chwaliło... Ja nie powiem wam nic oryginalnego, bowiem jestem w "Ojcu Chrzestnym" nieodwołalnie zakochana.
W tym filmie podoba mi się dosłownie wszystko. Niesamowity klimat, który tworzą kolejne sceny, doskonale dobrana obsada, realia czasów, doskonale nakreślona włoska rodzina, ze swoimi surowymi zasadami... W końcu muzyka, zdjęcia, wnętrza kolejnych budynków, pięknie dobrane lokacje. "Ojciec" ma nie tylko porywającą fabułę, ale też każdy, najdrobniejszy nawet szczegół, dopracowany do perfekcji. Tu nie ma zbędnych scen, nie ma postaci, która nie robiłaby na nas wrażenie. Może nieco trudno się na początku rozeznać, kto jest kim i jak się powiązany - to mógłby być jedyny maleńki minusik - ale zapewniam, że wystarczy się po prostu porządnie skupić, by ogarnąć nie tylko postaci, ale także intrygę i najmniejsze smaczki. A tych jest tu masa - kilka odpowiednich słów, zawieszony głos, odpowiednia mimika i już wiemy wszystko, co wiedzieć powinniśmy, choć to przecież taka mała rzecz. Uwielbiam oglądać ten film, kocham do niego wracać, bowiem zawsze sprawia mi to taką samą radość. To doskonała, nieco przerażająca historia, okraszona niezwykle zadbaną otoczką w postaci muzyki, lokacji i zdjęć. Moim zdaniem słowo "arcydzieło" powstało, by mówić właśnie o takich produkcjach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz