sobota, 11 listopada 2017

"Wierna" czyli zupełne zaskoczenie

Kończę już moją przygodę z serią "Niezgodna", a robię to poznając ostatnią nakręconą część - "Wierną". Z tego co wiem umarły nie tylko plany kontynuacji, ale też pomysł na wydanie jej w formie serialu. Czy żałuję? O tym dowiecie się na koniec recenzji.
Tris i Cztery postanawiają pokonać mur i zobaczyć, co kryje się na obrzeżach Chicago. Żadne z nich nie domyśla się nawet, jak wiele niebezpieczeństw i tajemnic tam na nich czeka. Tym razem przyjdzie im zmierzyć się z układami dużo większymi, niż dotychczas, a ich uczucie zostanie wystawione na próbę. Czy zaufają sobie, czy też Tris wybierze inną drogę?
Ani "Niezgodna" ani "Zbuntowana" nie okazały się takimi hitami, jakich się spodziewano, dlatego też chyba reżyser postanowił coś zmienić. Całkowicie nowi scenarzyści postanowili zbudować tę historię w sposób odmienny od książki, nadać jej więcej dramatyzmu, mniej oczywistości i ogólnie chyba nieco ją "udoroślić". Czy im się udało? Cóż... Gdybyście mnie spytali to "Wierna" wyrosła na moją ulubioną część w całym cyklu. Nie dlatego, że jest dużo lepsza od swoich poprzedniczek, skąd! Ale właśnie dlatego, że nie jest tak okrutnie nastawiona na hołubienie Tris, dlatego, że wreszcie odgrywa tam rzeczywistą rolę ktoś poza nią! Caleb czy Christina, którzy przewijają się przez całą trylogię, są wreszcie realnymi osobami, które coś robią, mają jakieś swoje ideały, a nie jedynie są tłem. Problem w tym, że "Wierna" ma równocześnie całą masę logicznych błędów. Wymienianie ich tu nie ma sensu, bo narobiłabym wam spoilerów, ale uwierzcie - są tam, są głupie, są bardzo widoczne i ich wytłumaczeniem jest chyba tylko nieróbstwo i gapiostwo ludzi, którzy nad tym filmem pracowali. Widać też braki w budżecie - super zmodernizowany, pełen futurystycznych technologii świat jest... Em, mocno nijaki to dość łagodne określenie, ale zostańmy przy nim. Mało jest nowych, ciekawych lokacji, a wszystkie wnętrza wyglądają właściwie tak samo.
Towarzyszy nam też problem, nad którym znęcam się już trzeci raz, ale co mi tam - dorośli są idiotami, a nastolatka jest w stanie ich wszystkich rozwalić siłą swojej zajebistości. Błagam, to naprawdę przestaje być śmieszne, a zaczyna być żałosne. Nikt nigdy nie przewiduje, że Tris zachowa się tak, a nie inaczej i wszyscy dają się zaskoczyć jej hiper umysłowi i zdolnościom - ILE MOŻNA?! Rozwiązywanie każdego konfliktu w ten sposób jest zwyczajnie nudne!
No i cóż, film jest po prostu przewidywalny - ma na tyle mało postaci, że od razu wiadomo, jaką rolę zagra każda z nich. Peter znowu jest zdrajcą (a Tris i Cztery znowu mu na to pozwolą, mimo, że mogliby się w końcu czegoś nauczyć... I wiecie co? To nawet nie jest spoiler, nikt mi nie powie, że po obejrzeniu "Niezgodnej" i "Zbuntowanej" sam by tego nie przewidział), Tris ratuje świat, Cztery kłóci się z matką, tak do znudzenia.
Jednak czy obejrzałabym kontynuację? . . . Może to dziwne, ale tak. Nazwijcie mnie masochistką, ale jestem ciekawa, jak scenarzyści dokończyliby swój pomysł, który - w odróżnieniu od tego z książki - nie był nawet taki zły. Myślę, że gdyby reżyser dostał więcej pieniędzy, to druga część "Wiernej" wypadłaby nie najgorzej... Jednak skoro taki film nie powstanie, z ulgą zostawiam tę trylogię i odznaczam ją na liście "do obejrzenia" jako zaliczoną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz