piątek, 6 lipca 2018

"Wojna państwa Rose" czyli jak zatrzymać kogoś, kto chce odejść?

Pierwszy raz usłyszałam ten tytuł, gdy miałam jakieś siedem lat. Pamiętam, że tata przerzucał kanały w telewizji i nagle wykrzyknął z nostalgią w głosie: "O! Wojna państwa Rose!", po czym usiadł wygodnie w fotelu i oglądał po raz kolejny film, który na dobrą sprawę znał chyba na pamięć.
Wiedziałam, o co chodzi w tej produkcji, ale nigdy nie zebrałam się, by obejrzeć ją od początku, do końca... Aż do teraz, bowiem wreszcie nadszedł ten czas.
Prawnik D'Amato (Danny DeVito) snuje opowieść o zaprzyjaźnionym małżeństwie. Oliver (Michael Douglas) i Barbara (Kathleen Turner) pokochali się od pierwszego wejrzenia. Ich małżeństwo, przez wiele lat udane, w końcu zaczęło się psuć - czy to na skutek rutyny, czy zmian charakteru, które zaszły w każdym z nich. Jednak żadne z nich nie ma zamiaru zrezygnować z pięknego domu, który stał się ich chlubą i wizytówką.
To jeden z tych filmów, które nigdy się nie zestarzeją. Ponadczasowa opowieść o jednej prawdzie - nie ma czegoś takiego, jak cywilizowany rozwód. DeVito nie tylko przed kamerą, ale i za nią sprawdza się naprawdę dobrze - opowieść toczy się w świetnym tempie, mamy tu sceny zarówno dobitne (jak obrzucanie się figurkami), jak i kilka bardziej subtelnych (jak chociażby rozprawy DeVito na temat małżeństwa). Ten film to popis aktorstwa i scenariuszowego majstersztyku - jak od kochającej się pary przejść do realnej wojny. Uwierzcie, wojna tutaj nie tkwi jedynie w tytule - czuć całą tę nienawiść, taktyczne rozplanowanie ataku i agresję, która emanuje z Douglasa i Turner tak wyraźnie, że to aż boli. Jest naprawdę pod wrażeniem tej historii, bo jest naprawdę świetnie dopracowana i odegrana. Aktorzy dali tu prawdziwy popis, mogłabym oglądać tę parę przez kolejne dwie godziny - tak cudownie między nimi iskrzy, nieważne co akurat przedstawiają. Szanuję też bardzo ludzi, którzy postarali się o tak piękny dom i wystrój do niego - ciężko się dziwić, że państwo Rose tak się o niego kłócili, jest cudowny! Nie mogę powiedzieć, że to typowa komedia - sporo tu czarnego humoru, który chyba nie do każdego trafi, a ogólny wydźwięk jest bardzo smutny, ale... Mimo to dobrze się bawiłam (czy to znak, że jestem psychopatką...?). To wciągająca opowieść, dobrze nakręcona, świetnie zagrana, z doskonale dobranymi szczegółami. Powiedziałabym, że klasyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz