Wow wow! Nie wierzę, że napisałam tu już równe 100 postów! Mam nadzieję, że czyta wam się je dobrze... Jeśli macie jakieś sugestie lub życzenia to jestem jak najbardziej otwarta i chętnie przyjmę wszystkie!
Dziś kilka zdań o filmie "Wild Child. Zbuntowana księżniczka", który obejrzałam na specjalne życzenie.
Poppy (Emma Roberts) to zbuntowana dziewczyna z Malibu. Uważa, że wszystko jej wolno, a każdy wybryk ujdzie jej na sucho. Dość takiego zachowania ma jej ojciec, który w końcu postanawia utemperować nieco córkę... Wysyłając ją do statecznej i tradycyjnej żeńskiej szkoły w dalekiej Anglii. Od tej pory Poppy ma jeden cel - wydostać się stamtąd. Czy jednak nowe przyjaciółki i - przede wszystkim - przystojny Freddie (Alex Pettyfer) nie zmienią jej postanowienia?
To jeden z tych filmów dla nastolatek, który opowiada o nowej sytuacji i próbach dopasowania, jednak wszyscy wiemy, że temat taki można przedstawić w sposób ciekawy lub jako kolejny z wielu. Jak to wyszło tutaj? Muszę przyznać, że całkiem zgrabnie, choć... Cóż, nie jestem fanką Poppy, jako bohaterki. Jest irytująca, nadęta, ma się ją ochotę wystawić za okno i kazać stać na deszczu - ot dla samej satysfakcji zniszczenia jej markowych rzeczy. Każdy moment, w którym dostaje po głowie przyjmowałam z niesamowitą radością... Jednak dobre jest to, że ta dziewczyna naprawdę się uczy, przetwarza i w końcu rozumie. Widz też może poznać ją lepiej i odkryć, że jej zachowanie to poza, a tak naprawdę nie jest taka zła. Tu zdecydowane gratulacje dla Emmy Roberts, która całą tę przemianę uczyniła wiarygodną i przekonującą - dziewczyna spisała się po prostu świetnie.
Jednak mam wrażenie, że siłą tego filmu są postaci drugoplanowe. Juno Temple w roli roztrzepanej Drippy jest moim absolutnym numerem jeden, kocham tę postać! Ale poza tym mamy też Natashę Richardson w roli pani dyrektor - sprawiedliwej, momentami surowej, ale przede wszystkim kochanej - a także Georgię King, grającą największą zołzę w szkole. Każda z tych postaci jest inna, każda jednak wywołuje emocje, jest charakterystyczna i świetnie zarysowana. Wiadomo, że nie jest to szczyt subtelności i złożonego charakteru, ale przecież nie w tym rzecz - mają być takie, by widz je zapamiętał i to się świetnie udało.
Ogólnie "Wild child" to mocno pozytywny film, który z pośród wielu "takich samych", ma "coś innego". Nie powiem, że to wybitne dzieło kinematografii, ale hej! Zmusiło mnie do roześmiania się w głos, a to już całkiem nieźle! Nie jest też aż tak infantylna, jak to często ma miejsce w innych tego typu produkcjach. Warto obejrzeć, nawet kiedy ma się już trochę więcej niż te "naście" lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz