Przyznaję - na pewien czas mam dość filmów. Czuję, że zaniedbałam seriale, których też czeka na mnie ogromna ilość (życia mi nie starczy, jak tak dalej pójdzie...), więc dziś przedstawiam ostatnią na ten moment recenzję. Nie mam pojęcia, ile mnie tu nie będzie - myślę, że zejdzie co najmniej miesiąc, jednak nie mam pewności.
James (John Travolta) i Mollie (Kirstie Alley) doczekali się córeczki. Mała siostrzyczka jest ogromną zmianą w świecie rosnącego Mikeya - rodzice nie poświęcają mu już tyle czasu, co kiedyś. W dodatku maluch zaczyna odkrywać nocnik, co samo w sobie jest już stresujące. Co zrobią rezolutne maluchy, by pogodzić rodziców, którzy chyba zapomnieli o wzajemnym uczuciu i wciąż się kłócą?
Chyba się zakochałam w tej serii i mówię całkowicie poważnie. Tutaj sprawdza się zasada "im więcej, tym lepiej" - więcej słodkich brzdąców dalej podwójnie uroczy efekt. Mam wrażenie, że ten film skupia się bardzo na dzieciach, a dużo mniej na ich rodzicach, ale to całkiem fajnie wychodzi - dzięki temu mamy jakąś odmianę, a nie powtórkę z rozrywki. Relacje i wszelkie kontakty Julie i Mikeya są... Po prostu urocze, inaczej się tego nie da nazwać. Uważam, że pomysł z podkładaniem głosów jest trafiony w dziesiątkę, to daje możliwość dla tak wielu gagów i zabawnych dialogów! Do tego przesłanie filmu wciąż jest ciekawe i aktualne. Dla mnie to całkiem przyjemna komedia, która jest godnym sequelem swojej popularnej pierwszej części. Polecam serdecznie na odstresowanie - gadające dzieci działają cuda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz